Powrót do części pierwszej;
Część trzecia



    Wydawało mu się, że mówi od co najmniej godziny. Mówił szybko, gubiąc co chwila wątek.
    Rodzice nie odezwali się nawet słowem. Cierpliwie czekali, aż Daren skończy.
    Chłopak nie był pewien, czy brak jakiejkolwiek reakcji, krzyku czy chociażby groźnej miny, wróży coś dobrego. Co prawda nieczęsto ktoś na niego krzyczał, ale sytuacja w której się znalazł właściwie gwarantowała mu przynajmniej to. Tymczasem gdy skończył mówić, zapadła cisza tak głęboka jak studnia.
    - I to chyba wszystko. - powiedział po chwili cicho.
    Rodzice spojrzeli na siebie, nadal jednak nic nie mówiąc. Tak jakby przeczuwali, że ich milczenie jest w tej chwili największą torturą dla niesfornego syna.
    Daren nie patrzył na nich, przynajmniej nie wprost. Jakoś nie mógł spojrzeć im w oczy.
    Cisza przedłużała się w nieskończoność. Napięte mięśnie zaczęły boleć jak po wielu godzinach ciężkiej pracy.
    - No cóż... - zaczął Levar. - Chwali ci się, że pomagasz potrzebującym. Lecz sposób w jaki to robisz jest nieco... sporny.
    Daren przełknął ślinę. Rzadko w głosie ojca słyszał tak poważny ton. Zazwyczaj nie kryło się za tym nic dobrego.
    - Po pierwsze powinieneś nam o tym powiedzieć od razu. - kontynuował Levar. - Znasz nas na tyle dobrze, że wiesz, iż nie wypędzilibyśmy ich z naszego domu. Ty jednak postąpiłeś lekkomyślnie nie mówiąc nam niczego.
    Nirva wstała i podeszła do syna.
    - Miałeś zamiar to zrobić, prawda?
    Spojrzał na nią i skinął głową.
    - Bałem się, że nie pozwolicie jej tu zostać.
    - Dlaczego?
    - Bo wcześniej czy później wydałoby się czym zajmowała się do tej pory.
    Matka patrzyła na syna uważnie.
    - Czy sądzisz, że nie wiem? Tak młoda osoba może być albo złodziejką, albo... - Nirva nie dokończyła. - Dałeś jej nadzieję na zerwanie z przeszłością. A my nie odbierzemy jej tego.
    Daren patrzył zdziwiony to na matkę, to na ojca.
    - Pozwolimy jej tu zostać. Znajdziemy dzieciom rodzinę, a jej jakieś zajęcie.
    Daren uśmiechnął się.
    - Dziękuję. - powiedział.
    - Nie dziękuj. - odezwał się ojciec. - Jakiekolwiek zajęcie dla niej znajdziemy, będziesz jej pomagał.
    - To tak na przyszłość. Żebyś zapamiętał, że należy mówić prawdę, szczególnie jeśli chodzi o tak poważne sprawy. - dodała matka.
    Chłopak uściskał matkę.

    <<<>>>


    - Czemu tak się uśmiechasz? - zapytał Daren.
    - Ja? Wcale się nie uśmiecham. - odparła Rina.
    - Od samego początku dziwnie mi się przyglądasz. To już trzy dni! Dłużej tego nie zniosę!
    - Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować. - powiedziała Rina, mimowolnie uśmiechając się.
    - I znowu to samo!
    Rina podeszła do chłopaka.
    - To dlatego, że od lat nie widziałam cię w tak dobrym humorze. - wyjaśniła.
    - Bo od lat nie odwiedzałaś nas.
    - Ani ty nie odwiedzałeś mnie. W każdym bądź razie ciekawa jestem czy wasza ogrodniczka nie ma z tym czegoś wspólnego.
    Daren spojrzał na Rinę uważnie.
    - To młoda i bardzo ładna dziewczyna. - dodała Atis Adea. - A ty jesteś młodym mężczyzną i...
    - Do czego zmierzasz?
    - Przecież widzę jak na nią patrzysz.
    Rina usiadła obok Darena.
    - Podoba ci się. - mówiła. - A i ty chyba podobasz się jej.
    - Skąd o tym wiesz?
    - Bo ona patrzy na ciebie tak samo.
    - Jesteś tego pewna? - zapytał chłopak z nadzieją w głosie.
    - A ty nie? - zdziwiła się.
    Daren westchnął ciężko.
    - Sam już nie wiem. To prawda, Ranee podoba mi się, ale... Ona traktuje mnie bardziej jak przyjaciela. Kiedy jesteśmy sami, wszystko jest w porządku. Z żadną inną dziewczyną nie rozmawia mi się tak dobrze. Czas, który spędzamy razem jest... wyjątkowy. Nawet wtedy gdy pracujemy w ogrodzie.
    - Ach, to ta kara sprzed lat. - uśmiechnęła się Rina.
    - To nigdy nie była dla mnie kara. - odparł. - Tylko nie mów nic matce!
    - Myślisz, że o tym nie wie? Zorientowała się na pewno i to już dawno temu. Więc wszystko dobrze układa się między wami?
    - Nawet nie jestem pewien, czy w ogóle coś jest między nami.
    W głosie Darena usłyszała niepewność i smutek.
    - Wydawało mi się...
    - Właśnie, wydawało ci się. Mnie też. Ale tylko wtedy gdy jesteśmy sami. Gdy pojawia się ktoś inny, nagle wszystko się zmienia. Ja jestem synem księżniczki, a ona zwykłą ogrodniczką.
    - Ranee należy do służby. - powiedziała po chwili Rina. - Wie o tym dobrze, dlatego...
    - Ale ja nie chcę, żeby do końca życia była służącą!
    Kobieta spojrzała na Darena.
    Teraz była już pewna jego uczuć do dziewczyny.
    - Powiedziałeś jej to?
    Skinął głową.
    - Więc wie co do niej czujesz?
    Znowu skinął głową.
    - Co ona na to?
    Tym razem wzruszył ramionami.
    - A twoi rodzice?
    Nie odpowiedział, ani nie uczynił żadnego gestu. Wydał z siebie tylko ciche westchnienie.
    - Rozumiem. Nie rozmawiałeś z nimi na ten temat.
    - Jak mogę z nimi rozmawiać o czymś o czym nie mogę porozmawiać z Ranee? Ona unika tego tematu. Zmienia go, śmiejąc się, albo znajduje mi jakąś ciężką pracę w ogrodzie. Jak tu można o czymkolwiek poważnym porozmawiać?
    Wszystko zaczęło się nagle układać. Rina wiedziała już, że Ranee czuje do Darena to samo co on do niej, ale najwyraźniej dziewczyna bała się. Była przecież służącą w dodatku z barwną przeszłością. A Daren wywodził się z książęcego rodu.
    - Nie martw się. Jeśli naprawdę ją kochasz, znajdzie się sposób, żebyście mogli być razem. - powiedziała, choć wiedziała, że te słowa wcale go teraz nie pocieszą.
    Chłopak nic nie powiedział. Westchnął tylko i powoli wstając skierował się wolnym krokiem gdzieś przed siebie.
    Rina uśmiechnęła się lekko. Bardzo chciała mu jakoś pomóc. Nie była tylko zdecydowana czy powinna zacząć od Nirvy czy może od Ranee.
    Problem rozwiązał się sam, gdy parę minut potem natknęła się na dziewczynę.
    Szła właśnie w stronę ogrodu, niosąc przed sobą sporych rozmiarów donicę z wybujałym krzakiem.
    - Może pomóc ci? - zapytała Rina.
    Ranee dopiero teraz zobaczyła ją.
    Najpierw spojrzała na nią nieco przestraszona. Patrzyła tak na nią przez dłuższą chwilę, nie mogąc oderwać wzroku od jej białych włosów.
    Rina przyzwyczaiła się do takich reakcji.
    - To chyba ciężkie?
    - Nie za bardzo. - odparła w końcu dziewczyna. - Dam sobie radę.
    Ranee ruszyła przed siebie, nie zwracając więcej uwagi na białowłosą kobietę.
    Ta jednak podążyła za nią powoli.
    - Piękny ogród. - odezwała się Atis Adea, gdy ponownie zobaczyła dziewczynę. - Ty jesteś Ranee, prawda?
    Dziewczyna spojrzała na nią nieco zdziwiona.
    - Tak. - odparła.
    - Piękny ogród. - powtórzyła Rina. - Widać, że masz do tego dobrą rękę. Kiedy widziałam go ostatni raz, wyglądał żałośnie. Ale Nirva nigdy nie potrafiła dbać o rośliny. Dzięki tobie aż miło na niego popatrzeć.
    - Dziękuję.
    Dziewczyna zamilkła, wracając do swojej pracy. Rina nie była pewna czy zwyczajnie nie chce jej się rozmawiać, czy chodzi tylko o to z kim rozmawia.
    - Masz podobno zdolnego pomocnika. - zaczęła znowu Rina.
    - Pomocnika?
    - Daren. Pomaga ci, prawda?
    - To jego kara. - uśmiechnęła się przelotnie dziewczyna.
    - Nie wydaje mi się.
    - Co?
    - Żeby to była kara. - wyjaśniła Atis Adea. - Mogła nią być na początku, ale chyba nawet wtedy nie była nią do końca. Daren polubił pracę w ogrodzie. Dzięki tobie.
    Dziewczyna patrzyła na nią spod długich rzęs.
    - Masz na niego dobry wpływ. - kontynuowała Rina. - Kiedyś nie można było utrzymać go w jednym miejscu, a teraz trudno mu na dłużej opuszczać dom.
    - I niby ja mam coś z tym wspólnego? - zapytała dziewczyna obojętnym tonem, nie przerywając swojej pracy.
    Starała się nie patrzeć na białowłosą kobietę. Wiedziała, że jest Magiem i wydawało jej się, że nie patrząc na nią ukryje przed nią swoje myśli.
    - Sądzę, że tak. Ale nie mam zamiaru cię za to krytykować. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to dobrze, że Daren znalazł w tobie... przyjaciółkę. Darzy cię wielkim uczuciem.
    Dziewczyna starała się nie pokazać po sobie żadnej reakcji.
    - Wiesz o tym, prawda?
    Ciągle milczała.
    - A czy ty darzysz go jakimkolwiek uczuciem? - zapytała wprost Rina.
    Ranee przerwała swoją pracę i spojrzała na Atis Adeę.
    - Proszę wybaczyć, ale co to panią obchodzi? - powiedziała ostrzejszym tonem.
    - Nie zrozum mnie źle. Nie chcę wtrącać się w wasze sprawy. Problem polega na tym, że Daren nie jest pewien czy... - Rina zawahała się. - Jest moją rodziną. - ciągnęła po chwili. - Nigdy nie miałam innej. Dlatego nie mogę spokojnie patrzeć jak usycha z miłości do ciebie.
    Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale Rina ruchem ręki powstrzymała ją. Usiadła na stojącej obok ławce i mówiła dalej:
    - Znam go. Obserwuję go od trzech dni. Rozmawiałam z nim. Nie trzeba być Magiem, żeby zauważyć co mu dolega. A i u ciebie widzę podobne objawy. - uśmiechnęła się lekko.
    - Nie rozumiem o czym pani mówi.
    - Ranee, nie musisz niczego przede mną ukrywać. Nikt nie ma zamiaru stawać wam na drodze. A już na pewno nie ja.
    - Nikt nie musi stawać nam na drodze. Niczego nie ma i nie będzie między mną a Darenem.
    Mówiła jedno, ale tak nie myślała.
    - Czy ze względu na twoją przeszłość? - zapytała Rina.
    Dziewczyna spojrzała na nią lekko spłoszona.
    - To już skończone. - powiedziała.
    - To dobrze. Powinnaś o tym zapomnieć i patrzeć w przyszłość.
    - Zapomnieć... - Ranee uśmiechnęła się gorzko. - Nawet jeśli mnie się to uda... Musiałby się zdarzyć cud.
    - Darenowi nie przeszkadza twoja przeszłość. On woli patrzeć w przyszłość, a zdaje mi się, że to ty nią jesteś.
    Dziewczyna usiadła na ziemi.
    - Nie Darenem powinnam się przejmować.
    - A kim?
    - Przecież pani wie. - powiedziała, spoglądając na Rinę. - Wszyscy patrzyli na mnie jak na przybłędę. Od samego początku. Decyzja o pozostaniu nie była łatwa, ale nie chciałam wracać do tego co robiłam przedtem. Pogodziłam się z tym. A Daren... jest moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Nie chcę go ranić. Sama też nie chcę cierpieć, a wiem, że byłoby tak gdybym...
    - Zadam ci proste pytanie i proszę o szczerą odpowiedź. - powiedziała poważnie Rina. - Kochasz go?
    Ranee milczała przez dłużą chwilę.
    - Nigdy przedtem... - zaczęła.
    - Tak czy nie? - przerwała jej Rina.
    Dziewczyna westchnęła. Spojrzała na Rinę i skinęła głową.
    - Czyli tak?
    - Tak.
    - I tylko to jest ważne. Tylko to! Wszystko inne jest nieważne. Ludzie, to co myślą i mówią. Dopóki wy dwoje się kochacie, reszta może... - powstrzymała się od dokończenia myśli. - A jeśli chodzi o rodziców Darena... Ich będziesz miała po swojej stronie.
    - ???
    - Nirva jest księżniczką, to prawda. Ale pokochała mężczyznę, który nawet nie zna swoich korzeni. Obojgu było trudno, bo brat Nirvy był typem człowieka, który większą wagę przywiązywał do urodzenia, niż do czynów. Jak widzisz, przetrwali. Są razem na dobre i na złe.
    - Nie byłabym tego taka pewna. Matka Darena patrzy na mnie jakoś dziwnie. Pozwoliła mi tu zostać tylko dlatego, że syn ją o to błagał.
    - To znaczy, że nie znasz Nirvy. Po pierwsze Daren jest jej jedynym dzieckiem. Każda matka patrzy podejrzanie na kobietę, która zabiera jej syna. To normalne. Poza tym możesz mi wierzyć, że gdyby Nirva nie chciała, żebyś tu została, nic by jej nie przekonało. Nawet jej ukochany syn.
    Ranee nie odpowiedziała.
    Rina nie miała powodów, aby ją okłamywać. Wszystko co mówiła brzmiało tak... prawdziwie.
    - Życie nie jest takie jak byśmy... - zaczęła w końcu.
    - Bzdura! - prawie wybuchła Rina. - Każdy ma wpływ na swoje życie i nigdy nie jest za późno, żeby coś w nim zmienić! A jeśli komuś się to nie podoba, to trudno! Ważne jest to, że ty kochasz jego, a on kocha ciebie. Razem przetrwacie wszystko. Tylko razem!
    Rina zamilkła gdy zdała sobie sprawę, że prawie krzyczy.
    Uśmiechnęła się do Ranee, która wciąż siedząc na ziemi wpatrywała się w Atis Adeę szeroko otwartymi oczyma.
    - Przepraszam. - powiedziała Rina. - Chodzi po prostu o to, że... Marnujecie życie na obawy. Nigdy nic nie będzie doskonałe. O wszystko będziecie musieli walczyć sami.
    Ranee westchnęła.
    - Musisz porozmawiać z Darenem. Biedak sam nie wie co się dzieje. A ja porozmawiam z jego rodzicami jak tylko wrócą.
    - Nie chcę, żeby to wyglądało... - zaczęła dziewczyna.
    - Nic się nie bój! Potrzebujecie sprzymierzeńca, a ja chętnie podejmę się tej roli. - uśmiechnęła się Rina.

    <<<>>>

    Cały następny dzień Daren i Ranee spędzili razem. W końcu, po raz pierwszy rozmawiali szczerze. Rina od razu zauważyła, jak bardzo była im ta rozmowa potrzebna.
    Teraz wszyscy musieli poczekać na powrót Nirvy i Levara.
    Atis Adea spodziewała się, że nastąpi to dopiero za parę dni, bowiem pobyt u bratowej Nirva planowała od dawna.
    Niespodziewanie rodzice Darena wrócili jeszcze tego samego dnia wczesnym popołudniem.
    - Co tak wcześnie? - zaczęła Rina na ich widok, uśmiechając się znacząco.
    Jej dobry nastrój i rozbawienie prysły jednak natychmiast.
    Nirva miała taką minę jakby zobaczyła ducha, a Levar zdawał się trzymać nieco z boku, jakby bojąc się wybuchu żony.
    - Co się stało? - zapytała Rina.
    - Musimy porozmawiać. Natychmiast! - odparła Nirva.
    Minęła Rinę i szybkim krokiem ruszyła w stronę swoich pokoi.
    Rina spojrzała na Levara pytająco.
    - Ma rację. Musimy porozmawiać. - odpowiedział i przepuszczając Rinę przed sobą, podążył za żoną.

    <<<>>>

    Rina stała przy oknie wychodzącym na ogród. Mimo zbliżającego się wieczoru, dokładnie widziała Darena i Ranee. Obiecała im pomoc, pamiętała o tym. Ale to co usłyszała od Nirvy sprawiło, że na razie wszystko musiała odłożyć na bok.
    - Jesteś tego pewna? - zapytała w końcu, wciąż obserwując młodych.
    - Tej twarzy nie zapomnę do końca życia! - odparła Nirva.
    Rina odwróciła się i spojrzała najpierw na przyjaciółkę, a potem na jej stojącego przy kominku męża.
    - Na mnie nie patrz. - powiedział. - Ja go nigdy przedtem nie widziałem.
    - To na pewno był on! - upierała się Nirva. - Zmienił imię, przybrał nazwisko żony, ale to był on!
    W pokoju zapadła cisza.
    - Co teraz? - zapytał Levar. - Czy w ogóle można coś zrobić?
    - Jakim cudem udało mu się przeżyć? - dziwiła się księżniczka.
    Rina nie wiedziała co powiedzieć.
    Pamiętała Mandora.
    Pamiętała jak odbierała mu magię.
    Pamiętała też dlaczego to zrobiła.
    Wtedy była pewna, że zginął. Leżał przecież u jej stóp bez życia. Martwy.
    A jednak...
    - Rina? - rozmyślania przerwał głos Levara. - Wszystko w porządku?
    Atis Adea spojrzała na niego nieco zaskoczona.
    - Ze mną tak, ale...
    - Co zamierzasz? - zapytała Nirva.
    - A cóż mogę? Mandor, czy jak on się teraz nazywa, jeśli to oczywiście on, nie włada już magią. Więc nawet jeśli przeżył, nie zagraża już nikomu.
    - Posiada duże wpływy. Głównie dzięki swojej żonie. - zauważył Levar. - Sam też potrafi o nie zadbać. Może i nie posiada już magii, ale nie oznacza to, że jako człowiek zmienił się.
    - Nie sądzę. - wtrąciła Nirva.
    - Co masz na myśli? - zapytała Rina.
    - Widziałam to w jego oczach. A gdy spojrzał na mnie... - Nirva wzdrygnęła się.
    - Rozpoznał cię?
    - Chyba tak. Nawet na pewno tak. I wiem, że nie zmienił się.
    Rina westchnęła cicho.
    Nie wiedziała co mogłaby zrobić. Osiągnęła przecież główny cel, odebrała mu magię. Wtedy była pewna, że zginął. Ale jeśli Nirva miała rację...
    - Muszę sprawdzić wszystko sama. - powiedziała po chwili.
    - Nie ufasz mi? - zdziwiła się Nirva.
    - Ależ ufam! Chcę jednak sama przekonać się...
    O czym miała się przekonać? Nie władał już przecież magią, a miała nie ingerować w poczynania zwyczajnych ludzi.
    - Muszę go odnaleźć, a potem zastanowić się co dalej. - odparła w końcu. - Tymczasem zostańcie tu. Nie wyjeżdżajcie bez ważnego powodu. I nie pozwalajcie Darenowi opuszczać zamku. A tak w ogóle, porozmawiajcie z nim, ma wam coś ważnego do powiedzenia. - dodała. - Wrócę, gdy tylko będę mogła.

    <<<>>>

    Odnalezienie Mandora nie było trudne. Zanim Nirva opuściła dom swojej bratowej, dowiedziała się gdzie teraz mieszka były Mag.
    Zamek był niewielki, lecz dobrze utrzymany. Jego mury pamiętały zapewne bardzo odległe czasy.
    U bram niewielkiej osady, która przycupnęła pod zamkowymi murami, stały grupki ludzi, chcących dostać się do środka. Wśród nich była jedna, okryta czarem niepozorności. Odziana w znoszony długi płaszcz z obszernym kapturem, czekała na swoją kolej.
    Gdy w końcu przekroczyła bramę, wolnym krokiem skierowała się w stronę zamku. Po drodze obserwowała bacznie otoczenie. Zwykła osada, zwykli ludzie, ze zwykłymi radościami i smutkami. Niby nic takiego, a jednak Rina czuła coś... nieokreślonego. Złożyła jednak wszystko na karb podświadomej niechęci do męża księżnej.
    Czar sprawił, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Przez nikogo nie niepokojona doszła w końcu do bram samego zamku. Nikt oprócz niej nie kierował się tam, więc strażnicy zauważyli ją od razu. Zatrzymali ją jednak dopiero wtedy, gdy doszła do ich posterunku.
    - Stać! - powiedział ostro jeden z nich.
    Rina zatrzymała się posłusznie.
    - Kim jesteś i w jakim celu przybywasz do zamku?
    Rina zdjęła z głowy kaptur i uśmiechnęła się uroczo.
    Oczom strażników ukazała się twarz pięknej kobiety o mleczno białej cerze, błyszczących miodowych oczach, na które figlarnie spadły kosmyki brązowych loków.
    Strażnicy byli zauroczeni tym widokiem. Widać było, że nie często mieli do czynienia z tak pięknymi kobietami.
    - Jestem nową służącą Jaśnie Wielmożnej Pani. - powiedziała Rina melodyjnym głosem.
    Jeden ze strażników spojrzał zdziwiony najpierw na nią, a potem na swojego kompana.
    - Ciekawe po co schorowanej Księżnej jeszcze jedna służąca.- powiedział. - Ale idź. - dodał po chwili. - Prosto, a potem na prawo do wejścia dla służby.
    Rina uśmiechnęła się.
    Przeszła pomiędzy strażnikami, muskając ich swoim zapachem i płaszczem. Jeszcze przez chwilę spoglądali na odchodzącą kobietę.
    Rina, idąc powoli we wskazanym kierunku, nie odwracając się do strażników, uczyniła niewielki gest i w tej samej chwili obaj strażnicy powrócili do swojej nudnej służby, zapominając, że w ogóle spotkali kobietę o pięknych miodowych oczach.

    <<<>>>

    Spojrzał ponownie na swój list.
    Tak, mniej więcej o to mu chodziło.
    Im dłużej zajmował się sprawami niewielkiego księstwa, tym lepiej rozumiał jego potrzeby i sposoby rozwiązywania poszczególnych problemów. Odkąd jego żona zachorowała, miał jeszcze więcej pracy. Nie przepadał za tym, ale pogodził się z faktem, że nie może zajmować się tym, czym chciałby się zajmować.
    Nagle poczuł dziwne mrowienie na piersiach.
    Wyprostował się na krześle i przez chwilę spoglądał na swój medalion.
    Po chwili uśmiechnął się lekko. Złożył list na czworo i włożył go do koperty. Na ciepłym laku odbił pieczęć swojej żony.
    Usłyszał, gdy otwierały się ciężkie drewniane drzwi.
    Gdyby nie medalion i to skrzypienie, pewnie zaskoczyłaby go.
    Najwyraźniej jednak nie zależało jej na tym.
    Otworzyła drzwi na całą ich szerokość. Jeśli nie skrzypienie, to na pewno przeciąg zwróciłby jego uwagę.
    - A więc to jednak była Nirva. - odezwał się, spoglądając na zbliżającą się do niego Atis Adeę. - Nie byłem pewien. - dodał.
    - A ja nie byłam pewna czy Nirvie się nie przywidziało. - usłyszał.
    - Nic się nie zmieniłaś. - powiedział.
    Uśmiechnął się lekko, rozsiadając się wygodnie w swoim krześle.
    Wciąż białe jak śnieg włosy, były teraz o wiele dłuższe, okalały jej twarz jak mroźna szadź.
    - Jesteś zaskoczona? - zapytał.
    Rina okrążyła powoli duży stół, przy którym siedział Mandor i podeszła do okna.
    - Trochę. - odparła.
    - Przyszłaś dokończyć swego dzieła?
    Spojrzała na niego uważnie.
    Z jej twarzy nie mógł niczego wyczytać. Wiele by dał, by znać jej zamiary.
    - A jak sądzisz? - zapytała.
    - Teraz tym bardziej byłoby to morderstwo.
    - I kto miałby mnie ukarać?
    Mówiła tonem jakiego nie cierpiał. Zwyczajnie, spokojnie, bez emocji, ale wiedział, że może się za nim kryć wszystko. Znał ją przecież. Pamiętał.
    - Nie denerwuj się tak. - powiedziała po chwili. - Ludziom szkodzą nerwy.
    Tak bardzo starał się, a ona jednak wyczuła jego nastrój.
    - Nawet gdybyś wciąż władał magią, nie ukryłbyś tego przede mną. Przecież wiesz.
    Mandor nie wytrzymał. Uderzył pięścią w stół i wstał z rumorem.
    - Czego chcesz ode mnie?! Po co tu jesteś?!
    Rina uśmiechnęła się.
    - Ty też niewiele się zmieniłeś. - powiedziała. - Ciągle łatwo wpadasz w złość. Choć przyznam, że twój ożenek jest czymś nieoczekiwanym. Ale przecież nie mogłeś nie skorzystać z okazji, prawda? Życie włóczęgi nie służyło ci.
    - Nie życzę sobie, żebyś czytała w moich myślach!
    - Teraz przynajmniej wiesz jak czuli się ci, których prywatność naruszałeś.
    - Czego chcesz?! - warknął. - Bo jeśli masz ochotę zabić mnie, to...
    - Skąd to przypuszczenie? - udała zdziwienie.
    Mandor powoli wyprostował się, próbując uspokoić myśli.
    I wtedy zobaczyła coś, czego nie spodziewała się zobaczyć.
    Medalion.
    Reagował na magię, na najmniejszy nawet czar rzucony w jego pobliżu.
    To dlatego Mandor nie był zaskoczony jej pojawieniem się. Medalion podpowiedział mu, że blisko niego jest magia. A ponieważ już tylko Rina włada nią...
    Uspokoił się nieco.
    Nagle zdał sobie sprawę na co patrzy Atis Adea.
    - Interesujące, prawda? - powiedział.
    Oderwała wzrok od kawałka złota i spojrzała mężczyźnie w oczy. Chyba nawet wiedział więcej niż ona.
    Nie zdradziła jednak tego faktu.
    - Prawda, - odezwała się spokojnie, idąc powoli w stronę Mandora. - interesujące. Ciekawe skąd go masz.
    - Czysty przypadek. - powiedział rozbrajająco szczerze. - Nie sądziłem, że którykolwiek ocalał. A jednak!
    - I sądzisz, że ochroni cię? - zapytała, ściszając nieco głos, by mężczyzna musiał wysilić słuch.
    Ta krótka chwila i fakt, że właśnie mijała Mandora, pozwolił jej na szybkie i w miarę dokładne przyjrzenie się medalionowi. Nie chciała jednak, by zauważył, że interesuje się nim.
    - Do tej pory spełniał swoje zadanie. Od wielu wieków chroni tego kto go nosi. Następca może go posiąść tylko gdy poprzedni właściciel umrze. A zazwyczaj umiera ze starości we własnym łóżku.
    - Mam czas. - odparła. - W przeciwieństwie do ciebie, człowieku. - dodała.

    <<<>>>

    Od dłuższego czasu szukała... Sama nie była pewna czego.
    Czy to księga, zwój, a może coś jeszcze innego? Tyle tego było w Bibliotece! Ale widziała to już kiedyś! Była pewna!
    Minęło sporo czasu, a ona wciąż nie mogła tego znaleźć. Frustracja spowodowała, że o mało nie wypowiedziała zaklęcia. Powstrzymała się w ostatniej chwili. Doskonale wiedziała, że użycie magii w TYM miejscu, mogło spowodować jeszcze większy zamęt.
    - Spokojnie! - mówiła do siebie. - Tylko spokojnie. To musi gdzieś tu być. To na pewno gdzieś tu jest.
    Odetchnęła głęboko parę razy i ponownie zaczęła szukać.
    Tym razem trwało to trochę krócej, ale udało się! Rina wygrzebała spod zwałów ksiąg, zwojów i pojedynczych papierów małą, niepozorną książeczkę. Zakurzone kartki i rozsypująca się oprawa grzbietu wskazywały wyraźnie, że autorem był ktoś z Pierwszego Pokolenia.
    Księga miała 17 rozdziałów, a każdy z nich poświęcony był poszczególnemu amuletowi. Każdy z nich rozrysowany był dokładnie czarnym atramentem. Objaśnienia wypisane były na kolejnych stronach w nieznanym na pierwszy rzut oka języku. Już po chwili jednak zaczęła wszystko rozumieć.
    Usiadła na pierwszym z brzegu krześle i zaczęła czytać.
    Im dłużej jednak czytała, tym poważniejszą miała minę.
    - Tylko tego było mi trzeba. - mruknęła gdy doszła do strony, na której widniała podobizna medalionu Mandora.

    <<<>>>

    Rina nie była pewna czy to ostatnie zdarzenia czy najzwyczajniej upływający czas pobieliły jeszcze bardziej włosy przyjaciółki. Faktem jednak było to, że Nirva wyglądała na starszą i bardziej zmęczoną niż kiedy widziały się ostatnim razem.
    - Więc nic z tym nie można zrobić? - zapytała.
    Rina pokręciła przecząco głową.
    - Niestety nie. Ale jestem pewna, że nie knuje niczego. Zresztą co mógłby zrobić? Amulet chroni go przed atakami, ale nie daje mu magii.
    - Czy to znaczy, że Mandor nie jest groźny?
    - Tego nie mogę stwierdzić z całą pewnością. - odparła Rina. - Cechy charakteru pozostały, ale zmieniły się realia. Jest zachłanny i rządny władzy jak dawniej, ożenił się z księżną de Mar, bo potrafił ukryć przed nią swoją prawdziwą twarz.
    - Zmienił nawet imię. - zauważyła Nirva.
    - Jego żona umiera, a on nie czuje żalu. Jestem pewna, że gdy tylko zostanie wdowcem, pokaże swoje dawne oblicze. Przynajmniej na tyle na ile będzie to możliwe.
    Nirva spojrzała na Rinę. W jej oczach czaił się niepokój.
    - Ale o to będziemy się martwić gdy nadejdzie czas. - powiedziała Atis Adea.
    W pokoju zapadła ciężka cisza.
    - Powiedz mi lepiej czy Daren rozmawiał z tobą?
    Oczy Nirvy nabrały nagle blasku, a na twarzy zagościł delikatny uśmiech.
    - O tak, rozmawiał. - powiedziała. - Niezbyt dobra ze mnie matka, skoro przez tyle lat nie zauważyłam co się dzieje pod moim dachem.
    - Nie przesadzaj. Oboje nieźle się maskowali. - powiedziała Rina, uśmiechając się.

    <<<>>>

    Uroczystość przedłużała się niemal w nieskończoność. Musiał jednak wytrzymać to wszystko. Jeszcze ten jeden, ostatni raz. A potem, gdy ciało jego żony spocznie w głębokim grobie, będzie panem. Panem wszystkiego co do niej należało. I choć nie mogło się to równać dawnej potędze, czuł się prawie tak dobrze jak wtedy.

    <<<>>>


    Ślub Darena i Ranee był prawdziwym wydarzeniem. Dla jednych był powodem radości, dla innych zakłopotania lub wręcz wrogości. Jedni i drudzy nie ukrywali swych uczuć zbyt głęboko. Jakkolwiek wyrazy sympatii były miłe i budujące, tak suche i na pierwszy rzut oka nieszczere gratulacje innych, mroziły serca młodych. Szczególnie Ranee okazała się czuła na takie gesty. Znosiła je jednak dzielnie, bowiem zarówno Daren, jego rodzice jak i Rina, starali się podtrzymać ją na duchu.
    Często jednak, gdy była sama, znowu przeżywała wszystko. Wtedy dopadały ją wątpliwości i obawy. Wiedziała, że Daren kocha ją nad życie. Wiedziała, że jego rodzice są jej życzliwi. W głębi duszy wiedziała też, że gdyby Rina Pler, Mag i przyjaciółka rodziny nie widziała dla nich przyszłości, nie pomogłaby im.
    Wiedziała o tym wszystkim i wierzyła w to z całego serca.
    Nie mogła jednak do końca pozbyć się obaw.
    Ukrywała je jednak. Może miała nadzieję, że wszystko się ułoży, a może po prostu nie chciała sprawiać kłopotów.

    <<<>>>


    Gdyby Brama miała drzwi, trzasnąłby nimi, tak bardzo był zdenerwowany.
    Biegł przed siebie ile sił w nogach. Rina była jego ostatnią nadzieją.
    Zanim wpadł na dziedziniec jej domu, Atis Adea zdążyła wyjść mu na powitanie.
    - Co się stało? - zapytała zamiast powitania, gdy tylko go zobaczyła. - Poczułam cię jeszcze w przejściu.
    - Musisz mi pomóc! - powiedział Daren.
    Targały nim takie emocje, że nie pytając o nic więcej, kazała iść za sobą do swoich pokoi.
    Chłopak bez słowa ruszył za nią i dopiero gdy zamknął za sobą drzwi gabinetu, powiedział:
    - Ranee zniknęła.
    - Jak to zniknęła? - zapytała zdziwiona.
    - Odeszła. - poprawił się.
    Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Gdyby nie fakt, że czuła, że coś się stało, nie uwierzyłaby w to co mówił.
    - Zacznij od początku.
    - Od jakiego początku?! Moja żona odeszła ode mnie! Zniknęła! A ja nie mogę jej nigdzie znaleźć! Musisz mi pomóc. Tylko ty potrafisz ją odnaleźć. Musisz...
    Rina przerwała mu ruchem ręki.
    - Dlaczego odeszła? Były jakieś powody?
    Daren usiadł ciężko w pierwszym z brzegu fotelu. Pochylił się i objął głowę rękami.
    - Nie wiem. Sądziłem, że wszystko jest w porządku. Kochamy się przecież. Nie rozumiem...
    - Tylko ty wiesz jak było naprawdę.
    Daren milczał przez chwilę.
    - To ludzie.
    - Jacy ludzie?
    - Zawistni, źli.
    Rina zaczęła powoli rozumieć.
    - Nie zaakceptowali jej. - mówił cicho. - Wytykali pochodzenie. Moja ciotka... Nigdy nie ukrywali swojej niechęci. Myślałem, że to minie. Myślałem, że Ranee i ja poradzimy sobie tak jak poradzili sobie moi rodzice.
    Westchnęła cicho. Też miała taką nadzieję. Sądziła, że miłość tych dwojga przetrwa wszystko, że dzięki niej będą silniejsi. A tymczasem po paru miesiącach...
    - Znajdź ją, proszę. Błagam... - głos mu drżał, a w oczach widziała łzy.
    Podeszła do niego i położyła rękę na ramieniu.
    - Przykro mi, że tak się stało. Zrobię co tylko w mojej mocy.
    Spojrzał na nią z wdzięcznością i nadzieją.
    - Dziękuję.
    - Wróć teraz do domu i czekaj na wiadomość.
    - Nie mógłbym zostać tu? Może...
    - Nie! Zrób tak jak mówiłam. I bądź cierpliwy.

    <<<>>>

    Znalezienie kogoś, kto nie chciał być znaleziony nigdy nie było prostą sprawą. W dodatku gdy nie wiedziało się, gdzie szukać, wszystko komplikowało się jeszcze bardziej.
    Ale Rina była zdecydowana poświęcić cały swój czas, by pomóc Darenowi.
    Nie wiedziała tylko co będzie gdy już znajdzie jego żonę. To jednak w tej chwili nie zaprzątało zbytnio jej myśli.
    Mimo całej jej magii świat okazał się ogromny. Daren szukał jej od ponad dwóch miesięcy. W tym czasie mogła dotrzeć do najdalszych zakątków. Penetrowanie ich wszystkich trwało długo, lecz w końcu wydawało jej się, że znalazła ślad obecności Ranee w bardzo odległym miejscu, do którego Daren nawet nie dotarł.

    <<<>>>

    Nikt nie widział otwartej Bramy. Zresztą mogła się tego spodziewać. Specjalnie wybrała to miejsce. Skupisko ogromnych głazów było dobrą zasłoną do otwarcia przejścia.
    Rozejrzała się dookoła, tak na wszelki wypadek, ale nie zobaczyła nikogo.
    Wszędzie były tylko kamienie, las i śnieg. Dawno już nie czuła takiego zimna. Wypowiedziała w myśli zaklęcie i natychmiast jej ciało opatuliło białe futro. Mogła co prawda wypowiedzieć zaklęcie i nie odczuwać zimna w ogóle, ale gdyby pojawiła się wśród ludzi w swoim zwyczajnym stroju, wzbudziłaby tylko niepotrzebną sensację.
    Poprawiła kołnierz futra i powoli ruszyła w stronę widocznej zza drzew osady.
    Wyglądała niezwykle malowniczo zasypana śniegiem. Była niewielka, zaledwie kilkanaście domów, niezbyt bogata, ale też i nie biedna.
    Odnalezienie Ranee nie było już problemem. Bez trudu znalazła jej dom.
    Stanęła przed drzwiami, lecz zanim zapukała, przymknęła oczy. Ranee nie była sama.
    Rina zapukała. Po chwili drzwi uchyliły się lekko. Lecz to nie Ranee je otworzyła. Starsza kobieta patrzyła na nią lekko zdziwiona.
    - Witaj, Mirto. - powiedziała Rina. - Szukam młodej kobiety, która w twoim domu znalazła schronienie.
    Kobieta, zdziwiona jeszcze bardziej, otworzyła szerzej drzwi.
    - Skąd znasz moje imię? Kim jesteś?
    - Nie obawiaj się. Z mojej strony nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo. Muszę tylko porozmawiać z Ranee. Wiem, że jest tu.
    - To przyjaciółka, Mirto. Możesz ją wpuścić. - usłyszała nagle znajomy głos.
    Mirta otworzyła drzwi na całą ich szerokość, a wtedy Rina zobaczyła Ranee.
    Atis Adea weszła do izby.
    - Witaj, Ranee. - powiedziała.
    Mirta zamknęła drzwi i ciągle spoglądając z niedowierzaniem na Rinę, podeszła do Ranee.
    - Czy to o niej mówiłaś? - zapytała.
    Dziewczyna skinęła głową.
    - Będę w izbie obok, gdybyś mnie potrzebowała. - powiedziała Mirta i wyszła.
    - Mówiłaś jej o mnie? - zdziwiła się Rina.
    - Nie chciałam by przestraszyła się, gdy przybędziesz. A wiedziałam, że tak się w końcu stanie. Usiądź, proszę przy kominku. - dodała. - Jest bardzo zimno.
    - To prawda. - odparła Atis Adea, zdejmując futro.
    Odłożyła je niedbale i podeszła do ognia, wyciągając w jego stronę ręce.
    - Mogłam się spodziewać, że znajdę cię w takim jak to miejscu. - powiedziała. - Daleko od świata, od którego chciałaś uciec.
    Ranee odwróciła się i podeszła do drugiego paleniska, nad którym zamocowana była płyta do gotowania. Na jej brzegu stał wysoki metalowy garnek, z którego dziewczyna nalała do glinianego kubka jakiś napój. Wszystko robiła bardzo niespiesznie. Ale Rinie również nie spieszyło się. Miała czas by przyjrzeć się dziewczynie dokładniej.
    Długie włosy splecione w warkocz, spływały na plecy. Ubrana była w długą, ciepłą, obszerną suknię z jakiegoś brązowego materiału. Mankiety, niewielkie wycięcie pod szyją i dół sukni ozdobione były drobnymi wzorami wyszytymi złotą nicią.
    Ale coś innego zwróciło uwagę Riny.
    Ranee, niemal namacalnie otaczał spokój. Wyrażał się w jej ruchach, głosie, oczach. Było coś jeszcze. Coś czego nie potrafiła nazwać.
    Dziewczyna podała Rinie kubek, po czym powoli usiadła na ławie stojącej przed kominkiem. Zrobiła to powoli, spokojnie, wręcz ostrożnie.
    Rina usiadła obok. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę.
    - Jak się czujesz? - zapytała.
    - Dobrze.
    - Daren się ucieszy.
    - Nie mów mu nic. - powiedziała nagle.
    Rina spojrzała uważnie na dziewczynę.
    - Czy wiesz, że szukał cię?
    Nie odpowiedziała. Patrzyła w ogień. Spokojnie lecz smutno.
    - Jest zrozpaczony. - mówiła dalej Rina. - Myślał, że sam poradzi sobie z tym, ale nie udało mu się. Błagał mnie o pomoc.
    - Nie powinien. - powiedziała cicho.
    - Sądzisz, że gdy ktoś kocha tak mocno jak on, nie będzie chwytał się wszystkich możliwości?
    - Wiem. Ale miałam nadzieję, że w końcu zrozumie...
    - Co? Co miał zrozumieć?
    Dziewczyna spojrzała na Rinę.
    - Że nie wrócę. Nie mogę.
    Nie musiała o nic pytać. To co mówił jej Daren, to co sama wiedziała, wystarczyło by zrozumieć ją. Ale przecież była tylko postronnym obserwatorem.
    - Zbyt cię kocha, by zrozumieć. - powiedziała, cicho wzdychając. - Rozpacz przesłania mu wszystko.
    - To minie. Z czasem.
    - Jesteś tego pewna? A ty? Potrafisz pogodzić się z tą stratą? Bo przecież straciłaś miłość swojego życia. Czy kiedyś jeszcze pokochasz kogoś tak bardzo?
    - Nigdy! Nigdy nikogo nie pokocham. Ale tak będzie lepiej dla wszystkich. Przecież wiesz.
    - Nie jestem tego pewna. I ty chyba też nie do końca.
    Ranee westchnęła ciężko.
    - Nie powinnam była zostawać w tamtym domu. Gdybym wyruszyła dalej w drogę, wszystko ułożyłoby się inaczej, lepiej.
    - Tego nikt nie wie. Może wcale nie byłoby lepiej. Nawet ja tego nie wiedziałam. Byłam pewna, że jesteście dla siebie stworzeni. I prawdę mówiąc ciągle tak sądzę. Darena nie obchodzi nic i nikt, gdy ty jesteś przy nim.
    - Wiem, ale ja tak nie potrafię. Nie chcę żyć z przeświadczeniem, że niszczę jego życie. Jego i swoje. Zbyt wiele nas dzieli. Pewnie zaraz powiesz, że to tak samo jak z rodzicami Darena. I będziesz miała rację. Ja niestety nie jestem tak silna jak Levar. Wcześniej czy później zamieniłabym nasze życie w coś czego nigdy nie chciałabym zaznać. Dlatego musiałam odejść. Dla dobra wszystkich.
    Rina wiedziała, że dziewczyna mówi szczerze. Zawsze obawiała się, że Levar był wyjątkiem.
    - Co dalej? Zostaniesz tu na zawsze?
    - Nie wiem. Mirta przyjęła mnie pod swój dach. Nie osądza mnie, ani nie poucza. Ale wiem, że nie będę mogła zostać tu na zawsze. Chyba, że Daren... przestanie mnie szukać.
    Dziewczyna spojrzała na Atis Adeę.
    - Mogłabyś sprawić, żeby tak się stało. Żeby zapomniał.
    - Jeśli prosisz mnie o rzucenie czaru, to odmawiam. - powiedziała stanowczo Rina. - Tego nigdy nie zrobię.
    Ranee spuściła wzrok.
    - Ale jeśli prosisz mnie o rozmowę z Darenem...
    Ranee znowu spojrzała na nią z nadzieją.
    - ... mogę ci obiecać, że z nim porozmawiam. Nie wiem jednak jaki odniesie to skutek.
    - Dziękuję.
    Ogień zaczął dogasać. Ranee wstała i podeszła do ułożonego w kącie izby stosu szczap. Pochyliła się, aby podnieść parę z nich, lecz gdy już miała się wyprostować, upuściła je na ziemię.
    Rina odwróciła się natychmiast i spojrzała uważnie na nią. W tej samej chwili do izby weszła szybkim krokiem Mirta.
    - Przecież prosiłam cię, żebyś tego nie robiła! - powiedziała. - Musisz uważać!
    - Nic się nie stało. - powiedziała cicho Ranee.
    Atis Adea wstała powoli, ciągle wpatrując się w dziewczynę. Znowu wydało jej się, że widzi coś jeszcze. Coś czego nie uchwyciła wcześniej. I nagle zrozumiała.
    - Jesteś w ciąży. - powiedziała.
    Ranee spojrzała na nią spłoszona.
    Mirta natomiast była wyraźnie zdziwiona faktem, że gość Ranee nic nie wiedział o dziecku.
    Rina wykonała ledwie zauważalny gest i szczapy, które rozsypane leżały na podłodze, zaczęły powoli unosić się i płynąć w kierunku kominka.
    - Zajmę się ogniem, Mirto. - powiedziała patrząc na kobietę. - Czy mogłabyś nas zostawić?
    Ranee skinęła głową i Mirta znowu wyszła.
    - Kiedy odchodziłam, nie wiedziałam, że jestem w ciąży. - pierwsza odezwała się Ranee.
    - Chciałaś to ukryć?
    - Przed tobą? - uśmiechnęła się blado i pokręciła przecząco głową.
    - I nadal wolisz zostać tu, niż...
    - Nawet dziecko niczego nie zmieni. Będzie tylko jeszcze jednym zmarnowanym życiem.
    Rina westchnęła. Wolałaby, żeby Ranee wróciła do Darena. Szczególnie teraz, gdy w drodze było dziecko. Nie chciała jednak robić niczego na siłę.
    - Ale ja nie mogę dać mojemu dziecku tego, co może dać mu jego ojciec. - powiedziała w końcu.
    - To znaczy?
    - Chcę, żebyś przyszła tu za parę miesięcy i zabrała dziecko do domu.
    Tego Atis Adea nie mogła zrozumieć.
    - Postanowiłam, że życie mojego dziecka będzie wyglądało inaczej, że będzie lepsze. A to może mu zapewnić tylko Daren. Nie proszę cię o nic więcej.
    Wszystko się komplikowało. Mogła wypowiedzieć zaklęcie, wykonać gest lub tylko pomyśleć... Ale wiedziała, że tylko pozornie rozwiąże problemy, które dzieliły tych dwoje młodych ludzi.
    Westchnęła ciężko. Ogień buchnął nowym silnym płomieniem, zalewając swym światłem zmartwioną twarz Riny.
    - Dobrze. - powiedziała w końcu. - Ale ja również chcę czegoś w zamian.
    Ranee patrzyła na nią zdziwiona. Do tej pory kobieta nigdy niczego nie chciała. Była prawdziwą przyjaciółką.
    - Wrócisz ze mną do mojego domu.
    - Ale...
    - Żadnych "ale"! Zamieszkasz tam do czasu rozwiązania. Będziesz pod moją opieką.
    - Ale Daren... - znowu próbowała zaoponować Ranee.
    - Daren nie znajdzie cię u mnie. Nie dowie się, że jesteś tak blisko niego. Nikt się nie dowie. To mogę ci obiecać, jeżeli tego właśnie chcesz. Ale nie pozwolę ci tu zostać. To nie miejsce dla ciebie i twojego dziecka.
    W izbie słychać było tylko trzask płomieni.
    - To mój warunek. Możesz go przyjąć lub nie. - powiedziała Rina.
    Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć. Ufała Rinie, ale myśl iż byłaby tak blisko Darena, przerażała ją. Sobie nie ufała.
    Skinęła głową.
    - Masz rację. Będę czuła się bezpieczniej gdyby moje dziecko potrzebowało pomocy.
    Rina podeszła do dziewczyny. Objęła ją ramieniem i uśmiechając się, powiedziała:
    - To mądra decyzja.

    Część 6 - uczeń

    Cisza nocy bolała coraz bardziej. Myśli krążyły i kłębiły się dookoła.
    Tylko ona nie spała. Nie mogła. Nie potrafiła.
    Była zbyt zaskoczona, by myśleć jasno. Tego się nie spodziewała...
    Co miała teraz robić?
    Czy powinna jej powiedzieć?
    Czy powinna zatrzymać dziecko?
    Cicho, niczym duch, pojawiła się w sypialni Ranee.
    Wyczerpana dziewczyna... Nie, to przecież nie była już dziewczyna. Kobieta raczej.
    Ranee spała spokojnie, a w kołysce przy łóżku leżał jej syn.
    Rina podeszła do kołyski. Dziecko również spało spokojnie.
    Nie miało jeszcze imienia, choć magia nadała mu już swoje imię w momencie narodzin. Atis Adea.
    W przyszłości miał zostać jej uczniem.
    Dziecko poruszyło się i skrzywiło, jakby wypiło kwaśny sok. Rina pogłaskała chłopca po główce.
    - Śpij mały czarodzieju, śpij.
    Dziecko uspokoiło się.

    <<<>>>

    Od dłuższego czasu obserwowała ich. Ranee promieniała ilekroć trzymała w ramionach swoje dziecko. I tylko krążący wokół smutek mącił sielski obrazek. Dzień, w którym miała odejść oddając syna, zbliżał się nieuchronnie.
    - Wyglądacie razem na szczęśliwych. - powiedziała, zbliżając się do matki i dziecka.
    Ranee spojrzała na nią. W jednej chwili radość zamieniła się w smutek.
    - Nie musisz tego robić. Należycie do siebie.
    - On należy do Darena. Dałam mu życie, ale nie mogę dać nic innego.
    - A miłość matki?
    - Podjęłam już decyzję. Nie próbuj znowu wpływać na mnie.
    - Muszę próbować.
    - Rina, proszę...
    - Chcę, żebyś o czymś wiedziała. Chodzi o twojego syna.
    Ranee patrzyła na Rinę jakby prosząc, aby nie mówiła już nic.
    - To dziecko... - zaczęła Atis Adea. - Twój syn... - nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
    - Jest zdrowy, prawda? Powiedziałaś... - zaniepokoiła się.
    - Oczywiście, że nic mu nie jest! Tym się nie martw. Raczej nie będzie chorował.
    - Co masz na myśli?
    - Ja też nie chorowałam. Przynajmniej nie przypominam sobie niczego takiego.
    - Co to ma wspólnego z moim synem?
    - Wiesz kim jestem, prawda?
    Ranee skinęła głową.
    - Przed laty wszędzie dookoła było wielu takich jak ja. Jedni lepsi, inni gorsi. Niestety tych ostatnich było o wiele więcej. Przez nich panował chaos. Otrzymałam dar, dzięki któremu mogłam naprawić błąd, którego nie przewidzieli Pierwsi Magowie. I zrobiłam to. Z pomocą rodziców Darena.
    - Rodziców Darena?!
    - Byli tacy jak ja. Byli Magami.
    - Ale jak w takim razie...
    - Odebrałam im magię, tak jak i innym. Ale oni prosili mnie o to. I choć wtedy tego nie rozumiałam, spełniłam ich prośbę. Są zwykłymi ludźmi, takimi jak ty czy Daren. Lecz wasz syn nie jest do was podobny.
    - ???
    - Jest Magiem. Długo jeszcze nie będzie sobie zdawał z tego sprawy, ale jest nim od chwili narodzin.
    - Magiem???
    - Moim przyszłym uczniem.
    Ranee spojrzała na syna. Był mały i bezbronny, w ogóle nie pasował do jej wyobrażeń o Magach.
    - Możesz zmienić jeszcze swoją decyzję. - powiedziała Rina.
    Pokręciła przecząco głową.
    - Nie. Lepiej mu będzie pod Darena i twoją opieką.
    Rina chciała powiedzieć coś jeszcze, ale Ranee nie pozwoliła jej.
    - Uszanuj moją decyzję. Jestem jego matką, ale nie wiem jak należy wychowywać Maga.
    Kobieta podała Atis Adei dziecko owinięte w kocyk. Potem delikatnie ucałowała główkę dziecka. Miała w oczach łzy, ale nawet one nie zmieniły jej decyzji.

    <<<>>>

    Brama zniknęła po chwili. Ranee wróciła do zimowej krainy, lecz Rina była pewna, że nie zostanie tam długo. Dziecko w jej ramionach poruszyło się niespokojnie, jakby odczuwając brak matki. Spojrzała na nie i powiedziała cicho:
    - Przykro mi.
    Nagle za nią otworzyła się kolejna Brama. Rina odwróciła się powoli i podeszła do niej. Przystanęła na progu i odwróciła się, jakby miała nadzieję, że Ranee pojawi się jednak spowrotem. Wiedziała, że to niemożliwe, ale jakaś część jej pragnęła tego.
    Westchnęła cicho i zrobiła krok do przodu.

    <<<>>>

    Ogród zmarniał wyraźnie. Nikt tak jak Ranee nie potrafił się nim zająć. Bez niej powoli zamieniał się w to czym był zanim pojawiła się dziewczyna.
    Przez chwilę stała, rozglądając się dookoła. Miała dziwne wrażenie, że serce Darena przypomina ten ogród.
    - Może ty to zmienisz. - powiedziała cicho, patrząc na spokojnie śpiące w jej ramionach dziecko.
    Powoli ruszyła przed siebie. Mijała zdziwionych ludzi. Oglądali się za nią lub obserwowali z ukrycia. Jej osoba zawsze wzbudzała sensację. Tym razem dziecko bardziej przykuwało ich uwagę.
    Rina nie reagowała jednak na szepty i spojrzenia. Szła prosto do komnat Nirvy.
    Przyjaciółka wyszła jej na spotkanie, całkiem jak za dawnych czasów, gdy obie wyczuwały swoją obecność.
    Rina przystanęła gdy tylko ją zobaczyła. Z jednej strony nie znajdowała właściwych słów na powitanie, z drugiej przeraził ją wygląd Nirvy. Włosy miała niemal tak białe jak Rina, twarz poorana zmarszczkami ukrywanymi pod makijażem. Aż trudno było uwierzyć, że minęło niewiele ponad dwadzieścia lat odkąd księżniczka stała się zwykłą kobietą. Wtedy nawet Atis Adea nie mogła przewidzieć skutków odebrania magii. Wydawało się, że nad wszystkim panuje. A jednak tak nie było. Coraz szybsze starzenie się Nirvy musiało być efektem jej decyzji sprzed lat. Zapewne dotyczyło to również Levara.
    - Sprowadź tu swego syna, Nirvo. - powiedziała Rina. - Mam dla niego wiadomość.

    <<<>>>

    Daren wpadł zdyszany do pokoju.
    - Co się stało? - wykrzyknął niemal od progu.
    Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nagle stanął jak wryty.
    Jego matka siedziała w fotelu, a w jej ramionach spoczywało dziecko.
    Oczy młodego mężczyzny wyrażały ogromne zdziwienie. Spojrzał na swojego ojca, siedzącego obok w fotelu. Lecz jego uwagę przykuła jeszcze jedna postać, ukryta w półmroku, która po chwili opuściła swoją kryjówkę.
    - Rina...
    W jego głosie usłyszała nadzieję.
    Atis Adea wzięła od Nirvy dziecko i podeszła do Darena.
    - Oto twój syn. - powiedziała, podając mu zawiniątko.
    - Co???
    Trzymał niezdarnie coraz bardziej niespokojne dziecko. Patrzył raz na nie, raz na swoich rodziców. W końcu spojrzał na Rinę stojącą wciąż obok niego.
    - Jak to? Gdzie jest Ranee?
    Wiedziała, że zapyta o nią. Wydawało jej się nawet, że wiedziała co powinna odpowiedzieć. Ale w jednej chwili wszystko umknęło.
    - Ranee odeszła. - powiedziała po chwili cicho. - Zostawiła po sobie waszego syna. Chciała, żebyś to ty go wychował.
    Daren znowu spojrzał na dziecko.
    - Jak to odeszła? - zapytał.
    Słowa, które miała powiedzieć uwięzły jej w gardle. Paliły jak żywy ogień, by zaraz potem zmrozić ostrym lodem.
    - Zmarła przy porodzie. - powiedziała w końcu.
    Oczy wszystkich zwróciły się na nią.

    <<<>>>

    - Okłamałaś mnie. - usłyszała.
    Wyczuła jego obecność na długo zanim wspiął się po schodach wieży zamku.
    Stała tyłem do wejścia, opierając się o grubą drewnianą balustradę.
    Nie zareagowała na jego słowa.
    - Dlaczego? - zapytał, stojąc za nią.
    Przymknęła na chwilę oczy.
    Co miała mu odpowiedzieć? Cokolwiek powie, zrani go.
    - Powiedziałaś, że nie znalazłaś jej. Mogłem się domyślić, że kłamiesz. Ty, wielki Mag, nie potrafiłaś odnaleźć jednej osoby. - ironizował. - Uwierzyłem ci, a ty mnie okłamałaś. Chcę wiedzieć dlaczego!
    - Musiałam wybrać. Ty albo twoja żona. Wybrałam Ranee. - powiedziała, odwracając się powoli.
    - Nie rozumiem.
    - Ona nie chciała do ciebie wrócić. - powiedziała, starając się nie patrzeć mu w oczy.
    Te słowa zabolały go, czuła to.
    - Ale odchodząc nie wiedziała jeszcze, że jest w ciąży.
    - Dlaczego nie sprowadziłaś jej wtedy?
    - Bo nawet dziecko nie mogło wpłynąć na zmianę jej decyzji. Zrozum! To nie było życie dla niej! Nie była tu szczęśliwa, nawet z tobą. Mogła zacisnąć zęby i udawać, że nie słyszy szeptów i nie widzi ironicznych spojrzeń. Ale to nie wystarczy, by być szczęśliwym. Przez to ani ty, ani wasz syn nie bylibyście szczęśliwi. Dlatego wolała odejść.
    Wyglądał jak zbity pies. Wściekłość, żal, tęsknota i zrezygnowanie mieszały się w nim.
    Przez długą chwilę milczał. Nie wiedziała jak go pocieszyć. Nie była nawet pewna czy potrafiłaby. Czy w ogóle ktoś potrafiłby. Oprócz Ranee oczywiście.
    W końcu zapanował nad swoimi uczuciami. Wyprostował się i spojrzał Rinie w oczy.
    Patrzył przez chwilę, a potem powiedział wyraźnie i stanowczo:
    - Nie wierzę ci!
    Nie czekając na nic, odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.
    Westchnęła cicho i odwróciwszy się, zagłębiła się w zapadający zmierzch.

    <<<>>>

    Przez resztę wieczora i całą noc schodziła mu z drogi. Był wzburzony i nikt nie mógł nic na to poradzić.
    - Przejdzie mu. - powiedział Levar. - Zrozumie.
    - Nie jestem tego taka pewna. W każdym bądź razie minie jeszcze dużo czasu. Może kiedyś.
    Mężczyzna usiadł ciężko w jednym z foteli.
    Rina, stojąc w mroku, mogła przyjrzeć mu się dokładnie. Tak jak sądziła, on również odczuwał efekty odebrania magii. Gdyby wiedziała, że oboje postarzeją się tak bardzo w ciągu zaledwie 20 lat... Zresztą... Czy przekonałaby ich wtedy? Byli tacy zdecydowani.
    Teraz nie mogła nic dla nich zrobić.
    Do pokoju powoli weszła Nirva.
    Levar spojrzał na nią pytająco, a ona jakby odczytując nieme pytanie, powiedziała:
    - Chciał zostać sam z synem.
    Levar skinął głową.
    - To piękne dziecko. - powiedział.
    Na krótką chwilę zapadła cisza.
    - Czy naprawdę nie mogłaś nic zrobić? - zapytała nagle Nirva.
    Zaskoczyła ją. W jej głosie słychać było wyrzut i zawód.
    Rina spojrzała na przyjaciółkę jakby chciała zapytać: "I ty też?"
    - Nirvo, proszę... - zaczął Levar, chcąc uspokoić żonę.
    - Nie! Niech odpowie. Jest najpotężniejszym Magiem. Może zrobić wszystko. Mogła... - Nirva była wyraźnie zdenerwowana.
    - ... rzucić zaklęcie. - dokończyła Atis Adea, nie ukrywając złości i rozczarowania. - O to chodziło, prawda? Rzucić zaklęcie i wszystkie problemy zostaną rozwiązane.
    Starała się opanować drżenie głosu.
    - Tak, mogłam to zrobić. - powiedziała spokojniej po chwili. - Tego oczekiwał Daren? A może ty? Tylko co dalej? Ona nie pamiętałaby niczego, ale wszyscy dookoła tak. Sądzisz, że nie domyśliłaby się? Czułaby, że coś jest nie tak. I to nie pozwoliłoby jej być szczęśliwą. Miałam zrobić z niej bezwolną lalkę? Nieświadomą tego co dzieje się wokół niej? Powiedz, czy gdyby twój mąż nie był tak silny, poprosiłabyś mnie o to?
    Nirva nie odpowiedziała. Kochała swego syna, zrobiłaby wszystko, żeby nie cierpiał. Ale w głębi duszy wiedziała, że Rina ma rację.
    Między obiema kobietami po raz pierwszy pojawiła bariera. Rina nie była na to przygotowana. Tak bardzo poruszyła ją reakcja Nirvy, że nie wyczuła, że ich rozmowie przysłuchuje się Daren. Stał za lekko uchylonymi drzwiami. Gdy wszedł, wszyscy spojrzeli na niego nieco zaskoczeni.
    - Podjąłem decyzję. - powiedział spokojnie, lecz stanowczo. - Chcę, żebyś opuściła mój dom. Natychmiast. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Zabraniam ci zbliżać się do mojego syna.
    Cofnęła się o krok, zaskoczona jego słowami. Nigdy jeszcze nie widziała go takiego.
    Przez chwilę patrzył na nią zimnymi oczyma. Potem odwrócił się i wyszedł.
    Czuła się, jakby nagle zabrakło jej tchu w czasie nurkowania, a do powierzchni były całe kilometry. Gdy wypowiadał te słowa, serce na ułamek sekundy zamarło jej w piersi, a teraz waliło jakby bezskutecznie chciało odzyskać stary rytm.
    Starała się zapanować nad swoimi emocjami, choć w tej chwili nie było to łatwe.
    Cisza, która zapanowała, kłuła ją ostrymi szpilkami.
    Levar chciał coś powiedzieć, ale nagłym ruchem ręki zabroniła mu.
    Przełknęła swoje rozczarowanie jak gorzką pigułkę. Wyprostowała się i powiedziała:
    - Odejdę, lecz gdy nadejdzie czas, wrócę. A wtedy chłopiec będzie należał do mnie, tak jak postanowiło przeznaczenie. Do tego czasu na was spoczywa odpowiedzialność za życie kolejnego Atis Adei.
    Zanim Nirva czy Levar zdążyli zareagować, Rina wykonała gwałtowny ruch ręką i... zniknęła.

    <<<>>>

    Nie mogła znieść ludzi!
    To nic, że niczemu nie zawinili.
    Nie mogła znieść ich widoku, uśmiechów, słów i gestów. Zdawała sobie sprawę, że jeśli czegoś ze sobą nie zrobi, wcześniej czy później stanie się coś, czego będzie żałować po wsze czasy.
    Dlatego zaszyła się w Bibliotece. Odgrodziła się od świata. Postanowiła, że opuści swą pustelnię, gdy uspokoi się. Nie była tylko pewna jak długo to potrwa.
    Żeby zająć się czymś, porządkowała zbiory. Innym razem snuła się po Bibliotece bez celu. Lecz najczęściej, szczególnie w pierwszych dniach, siedziała niemal bez ruchu w fotelu naprzeciwko kominka, wpatrując się bezmyślnie w ogień. Całkiem jakby w nim szukała odpowiedzi.
    Ogień pozostał jednak tylko ogniem, powolnie połykającym podawane mu drewno.
    Z czasem złość odeszła, pozostawiając pustkę.
    Nie spodziewała się tego.
    Nie przewidziała, że Daren znienawidzi ją tak bardzo.
    Bolały ją też słowa Nirvy. Sądziła, że właśnie w niej znajdzie sojuszniczkę. Tyle razem przeszły...
    Tymczasem tylko Levar nie wypowiedział gorzkich słów. Lecz jego milczenie też bolało.
    Była dzieckiem, kiedy na zawsze opuszczała swój dom. Nie pamiętała już nawet prawie nic z tamtego życia. Wtedy liczyła się tylko magia.
    Teraz znowu straciła rodzinę. Tym razem nie zapomni tego nigdy.
    Czuła się opuszczona i bardzo samotna.
    Zastanawiała się czy kiedykolwiek odzyska ich.

    <<<>>>

    - Nie powinieneś był tego robić. - usłyszał za plecami.
    Ojciec podszedł do nich cicho.
    Niemowlę spało spokojnie w swej kołysce, a Daren siedział obok, kołysząc ją delikatnie.
    - Za każdym razem, kiedy patrzę na niego, widzę jakiś nowy szczegół, który upodabnia go do Ranee. - powiedział cicho, patrząc na synka.
    - Gdyby nie Rina, nie zobaczyłbyś nigdy tych szczegółów. - zauważył Levar.
    - Okłamała mnie. Była dla mnie jak rodzina. Nie potrafię jej wybaczyć.
    - Postawiliście ją w niezręcznej sytuacji. Oboje. - zauważył starzec. - I ty, i Ranee.
    Daren nie odpowiedział.
    - A ona musiała wybrać. Cokolwiek by zrobiła, zraniłaby któreś z was.
    - Mogła... - zaczął Daren, zdradzając coraz większe zdenerwowanie.
    - Naprawdę chciałbyś tego?! - przerwał mu ojciec. - Spójrz na mnie i powiedz, że wolałbyś aby twoja żona stała się bezwolną istotą.
    Levar zmusił syna by spojrzał na niego.
    Lecz Daren nie odpowiedział.
    Zacisnął zęby, by powstrzymać napływające łzy. Rozsądek i serce były jak dwie dusze w jednym ciele, walczące ze sobą zaciekle.
    - Tak sądziłem. - powiedział w końcu Levar.
    Dziecko poruszyło się.
    Daren pogładził malutką rączkę.
    - Cierpienie nie jest wieczne. - powiedział Levar. - Życie niestety też nie. Dlatego szkoda go marnować.
    Starzec spojrzał na swego wnuka i powiedział:
    - Ciesz się każdą chwilą jaką Rina wam dała.
    Daren spojrzał na niego pytająco.
    - Każdą, synu. Każdą. - powtórzył Levar i wyszedł z pokoju.
    Daren jeszcze przez chwilę patrzył na zamknięte drzwi, którymi wyszedł ojciec. Nie rozumiał jego słów. Brzmiały... złowrogo.
    Męczyło go to cały dzień. Musiał dowiedzieć się co oznaczały. Bez względu na wszystko.
    Postanowił jednak porozmawiać z matką, a nie z ojcem. Kiedy opowiedział jej o ich dziwnej rozmowie, Nirva ciężko westchnęła. Przez dłuższą chwilę milczała.
    - Co to miało znaczyć? - zapytał Daren ponownie.
    - Tylko tyle, że miał rację. - odparła w końcu Nirva.
    - Nie rozumiem. W czym miał rację?
    - We wszystkim.
    Daren w dalszym ciągu nie rozumiał.
    - Widzisz, synu... - zaczęła. - Powinnam była pamiętać, że magia to nie wszystko. Rzucanie czarów to nie sposób na problemy. Dla ciebie nie jest to takie oczywiste, ale ja pamiętam jaki był świat zanim się urodziłeś. Zanim przestałam być Magiem. Jesteś moim synem i kocham cię nad życie. Chyba właśnie to przesłoniło mi wszystko.
    Daren patrzył na matkę zdziwiony.
    - Rina nigdy nie zrobiłaby nic aby cię skrzywdzić. Ale nawet ona nie ma wpływu na życie. Nie może go zmieniać dowolnie, bo my tego chcemy. Żadne z nas nigdy nie dowie się jak ciężko było jej podjąć decyzję. Być może z czasem zrozumiesz ją. Mam taką nadzieję.
    - Mamo...
    - Nawet gdyby Ranee została tu z własnej woli, cierpielibyście. Mogłoby upłynąć wiele lat, zanim zrozumielibyście, że to był błąd. Ale wtedy byłoby już za późno. Ona zrozumiała to zanim to nastąpiło. Podjęła trudną decyzję i powinniśmy ją uszanować. Tak jak zrobiła to Rina.
    - Ale dziecko... Co powiem, gdy zapyta o swoją matkę?
    - Prawdę, że była mądrą i troskliwą kobietą.
    - Nie wiem czy będę potrafił...
    - Musisz! Musisz wychować go na dobrego człowieka, zanim odejdzie z Riną.
    - Z Riną?! Dlaczego ma z nią odejść?!
    - By zostać jej uczniem.
    - Co takiego?
    - Rina nie jest już jedynym Magiem. Choć oczywiście twój syn długo jeszcze nim nie będzie.
    Nirva widziała w oczach Darena bezgraniczne zdziwienie.
    - Twój syn jest kolejnym Atis Adeą, a Rina musi zająć się jego wykształceniem, by potrafił odpowiednio korzystać z magii.
    Młody mężczyzna nie wiedział co powiedzieć. Nirva wiedziała, że ta wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba.
    - Czy musiała wybrać akurat jego?! - zapytał.
    - Wybrać? - zdziwiła się Nirva. - Ona go nie wybrała, synu. To nie tak. Ona tylko poczuła potencjał tego dziecka w momencie jego narodzin. Nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy urodzi się Atis Adea. To los. Tak chyba można to nazwać.
    - Trudno mi w to uwierzyć! - powiedział.
    - Ale tak właśnie jest. Nie sądzisz chyba, że mogłabym cię okłamać?
    Spojrzał na matkę przelotnie.
    - Nie, ty nie mogłabyś. Ale stracę syna. Być może nigdy już...
    - Jest twoim synem, nie sądzę, żeby Rina chciała odebrać ci go na zawsze. Co prawda obiecała sobie, że następnego Atis Adeę odbierze matce... - Nirva zawiesiła na chwilę głos.
    - Jak to?!
    - Wiele lat temu narodziła się Atis Adea. Wtedy Rina nie odebrała jej matce. Sądziła, że dziecku będzie lepiej gdy przez pierwsze lata pozostanie z rodziną. Gdyby postąpiła tak jak przez setki lat postępowali Magowie, uchroniłaby ją przed przypadkową i niepotrzebną śmiercią.
    - Co się stało?
    - Ich osada została splądrowana przez jakąś bandę. Zabili prawie wszystkich. Nawet dwuletnie dziecko. Rina długo nie mogła dojść do siebie po tym zdarzeniu. Dlatego właśnie postanowiła, że kolejne dziecko odbierze matce.
    Nirva westchnęła ciężko.
    - Nie zrobiła tego. - powiedziała, kładąc synowi dłoń na ramieniu. - Doceń to. Odrzuć złość i nienawiść. Może wtedy będziesz mógł spojrzeć na nią inaczej. Może znowu będziecie przyjaciółmi.

    Część 7 - zemsta z przeszłości

    Siedząc w fotelu wystawionym w ogrodzie, korzystała z pierwszych mocniejszych promieni wiosennego słońca. Tuż przy niej bawił się jasnowłosy chłopiec. Wiosnę było czuć w powietrzu. Nirva czekała na te dni od dawna. Dość już miała zimy i chłodu. Coraz gorzej znosiła nieprzyjazne pory roku. Starzała się z dnia na dzień. W głębi duszy miała nadzieję, że jeszcze nie nadszedł jej czas, ale jej ciało miało inne zdanie na ten temat. Jej życie było jednak pełne radości z powodu wnuka. Chłopiec nie chorował i rozwijał się wspaniale. Levar i Nirva byli niemal pewni, że to Rina dba o niego. Nigdy nie odwiedziła ich, ale po reakcjach chłopca, można było wywnioskować, że bywała w jego pobliżu i obserwowała go. Chłopiec, choć nie rozwinął jeszcze swoich umiejętności, zdawał się wyczuwać obecność Riny, a czasem zachowywał się jakby widział ją. Uśmiechał się i wyciągał rączki do kogoś niewidzialnego.
    Tym razem również nagle przerwał zabawę i gaworząc coś, wyciągnął rączki w górę.
    - Czy to nie czas, aby poznał cię, Rino? - zapytała Nirva. - Wiem, że jesteś tu. Dzięki mojemu wnukowi, zawsze wiem gdy pojawiasz się w jego pobliżu. Torin ma już prawie dwa lata, czy nadszedł jego czas?
    - Jeszcze nie. - usłyszała znajomy głos.
    Chwilę potem zobaczyła materializującą się postać. Rina kucała przy dziecku i uśmiechała się do niego. Chłopiec zaśmiał się głośno i radośnie, gdy zobaczył ją. Wyciągnął do niej rączki, a ona delikatnie podniosła go i wstała.
    - Jest podobny do Darena. - powiedziała.
    - I do Ranee. - dodała Nirva. - W końcu to ich syn.
    Czekały na to spotkanie od dawna. Lecz teraz, gdy w końcu doszło do niego, żadna z nich nie potrafiła rozpocząć rozmowy.
    - Czemu tak długo zwlekałaś? - zapytała w końcu Nirva.
    - ???
    - Chciałam cię przeprosić. My wszyscy jesteśmy ci to winni.
    - Więc to ja zwlekałam?
    - Mój syn... Daren zniszczył fontannę. Nie wiedziałam jak się z tobą skontaktować.
    - Nie wiedziałam... Sądziłam...
    - Rino... Wyrządziłam ci okropną krzywdę. Powinnam była pamiętać, kim jesteś. Powinnam była zaufać ci. Tamtego dnia miłość do własnego dziecka przesłoniła mi wszystko. Zapomniałam. A może nie chciałam pamiętać... Może chciałam znaleźć ujście dla własnego żalu. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Wiem jednak, że zawiodłam cię.
    Mówiąc to Nirva wstała powoli z fotela.
    Atis Adea posadziła chłopca na trawie i podeszła do przyjaciółki.
    Padły sobie w ramiona.
    - Wybacz mi. - szepnęła Nirva.
    - Och, księżniczko... - powstrzymywała łzy Rina.
    Trwały tak niemal wieczność, nie mogąc nacieszyć się sobą.
    Minęło tak wiele czasu, tak wiele musiały nadrobić.
    Były pochłonięte sobą tak bardzo, że nawet nie zauważyły zbliżających się Levara i Darena.
    - Czy i mnie przebaczysz? - usłyszały.
    Rina spojrzała na stojącego nieopodal Darena.
    Bez słowa podeszła do niego i chciała go uścisnąć.
    Czy mu wybaczy? Gdyby wiedział o wszystkich jej kłamstwach...
    Nie była pewna czy na jego miejscu stać ją byłoby na przebaczenie. Wolała jednak tego nie sprawdzać. Może kiedyś...
    Objęła go mocno. Daren odwzajemnił ten uścisk.
    - Wiem, że sprawiłam ci ból. - powiedziała po chwili. - Być może ty postąpiłbyś inaczej. Ale nie zmienię przeszłości. Więc i ty wybacz mi.

    <<<>>>

    Jeszcze przed śmiercią żony dziwił się, jak bardzo niegospodarna była. Księstwo było niewielkie, lecz posiadało duży potencjał. Mandor nie był pewien, czy księżna zwyczajnie nie potrafiła wykorzystać możliwości, czy po prostu miała zbyt miękkie serce. Mógł tylko przypuszczać, że chodziło raczej o to drugie. Lecz gdy został wdowcem, zaczął wprowadzać nowe porządki. Dzięki temu w ciągu paru lat od śmierci żony, skarbiec zapełnił się po brzegi.
    Teraz Mandor, wciąż pozostający dla poddanych Kobianem, mógł zacząć żyć tak jak tego chciał.

    <<<>>>

    Wszystko zdawało się być doskonałe, trwałe i niezmienne.
    Tylko czas był w ciągłym ruchu. Czas i Torin.
    Nirva i Levar mieli coraz mniej sił dla wnuka. Tym bardziej, że Levar zaczął chorować. Sprowadzeni medycy wypróbowali wszystkie swoje metody, ale ich wysiłki nie przyniosły pożądanych skutków. Daren nie mógł się z tym pogodzić.
    - Rith ma na swym dworze jednego z najznamienitszych medyków. - mówił. - Sprowadzę go. On...
    - Synu! - przerwał mu Levar. - Żaden medyk nie powstrzyma śmierci. Nawet ten najznamienitszy.
    - Nie mów tak!
    - Każdego z nas to czeka. Nie ma powodu rozpaczać.
    - Jeśli nie medyk to na pewno Rina...
    - Ani mi się waż prosić ją o to! - Levar podniósł głos, lecz natychmiast przypłacił to atakiem kaszlu.
    W tym samym momencie do pokoju weszła Nirva.
    - Co tu się dzieje? - zapytała, podchodząc do łóżka.
    Kaszel ustępował.
    - Twój syn chce sprowadzić Rinę, żeby powstrzymać to co i tak musi nastąpić. - powiedział w końcu.
    Nirva spojrzała na Darena.
    - Nawet ona nie może powstrzymać śmierci. - odparła. - Może ją opóźnić, ale nie powstrzymać. Powinieneś to wiedzieć.
    - To też sposób!
    - Nie! To nie jest żaden sposób! To tylko przedłużanie męczarni. - nie ustępowała Nirva. - Pogódź się z faktem, że są rzeczy na które nie mamy wpływu.
    - Słuchaj matki! - dodał Levar. - A teraz idźcie już. Jestem zmęczony.
    Daren pożegnał się z rodzicami i wyszedł.
    - Nie pozwól mu na to. - powiedział Levar. - Nie pozwól.
    Nirva nic nie powiedziała. Pogładziła go tylko po siwych włosach i pocałowała w czoło.
    Tego samego wieczora Nirva postanowiła porozmawiać z synem. Nie było go jednak ani w jego komnacie, ani w komnacie wnuka. Znalazła go dopiero przy odbudowanej ogrodowej fontannie.
    - Co tu robisz o tej porze? - zapytała.
    Daren nie odpowiedział.
    Zauważyła, że trzyma coś w zaciśniętej pięści. Podeszła do niego bliżej. Rozgięła palce i w dłoni ujrzała kamień-klucz do Bramy.
    - Daren... - zaczęła, lecz nie mogła mówić.
    Przytuliła syna.
    - To mój ojciec. - usłyszała.
    Spojrzała na niego.
    - A mój mąż. - powiedziała. - Nie myśl, że nie cierpię, że nie czuję bólu. Długo zajęło mi zrozumienie, że nikt nic na to nie poradzi, że żaden ból ani zaklęcie tego nie zmieni. Twój ojciec jest miłością mojego życia. Dla niego zrezygnowałam z wiecznej młodości. Ale czas jest nieubłagany. Musimy się z tym pogodzić.
    - Pogodzić? Dlaczego mi to mówisz?
    - Bo kiedyś ty będziesz musiał powiedzieć to swojemu synowi. Jemu będzie jeszcze trudniej, bo dla niego czas będzie płynął inaczej. Taki jest ten świat. Są rzeczy, na które mamy wpływ i takie, na które nie mamy.
    Daren nic nie mówił. Wbił oczy w ziemię.
    Może byłoby mu łatwiej, gdyby nie znał Riny. Gdyby w jego życiu nie było magii. Gdyby nie wiedział...
    Ale w głębi obolałego z bólu serca czuł, że matka ma rację. Chyba jak każde dziecko wierzył, że jego najbliżsi są wieczni. Bez względu na wiek, uświadomienie sobie faktu, że tak nie jest, było bolesne.

    <<<>>>

    Najchętniej uciekłby stamtąd. Nie mógł znieść potoku słów, gestów i obietnic.
    Dlaczego ci wszyscy ludzie nie zdają sobie sprawy, że pogarszają tylko wszystko?
    Żadne słowa nie mogły pocieszyć go, żaden gest nie był w stanie zmniejszyć bólu.
    Jak długo jeszcze będzie musiał tego słuchać? Ilu osobom będzie musiał podać dłoń i powiedzieć "dziękuję"? Dlaczego po prostu nie odejdą?!
    Z najwyższym trudem powstrzymywał się przed wyrzuceniem tych wydawałoby się nieskończonych tłumów. Gdyby nie matka, siedząca obok, pewnie zrobiłby to.
    Składanie kondolencji skończyło się w końcu. Daren przez dłuższą chwilę patrzył na zebranych.
    Ciekawe ilu z nich wyraziło szczery żal, a ilu przybyło tu z czystej ciekawości?
    Nie mógł sobie przypomnieć imion większości z zebranych. Zresztą po co? Najedzą się, napiją i odejdą, opowiadając ze szczegółami o wszystkim, narzekając na poczęstunek i niezbyt rozmownych gospodarzy.
    Nie obchodziło go to!
    Nie obchodzili go ani ci ludzie, ani nic innego!
    Musiał im jednak podziękować w imieniu rodziny. Był teraz jej głową. Starał się to zrobić szybko i taktownie, aby w końcu móc się oddalić. Gdy skończył mówić, służba otworzyła szerokie drzwi prowadzące do sali obok, gdzie stoły zastawione już były poczęstunkiem.
    Nagle poczuł kościstą dłoń na swojej dłoni. To matka, wstawszy powoli, stanęła obok niego. Patrzyła mu w oczy i był niemal pewien, że rozumie go.
    - Synu...
    Włożyła mu rękę pod ramię, aby razem przejść do sali, ale Daren nie ruszył się z miejsca.
    - Nie mogę. - szepnął.
    Nirva chciała coś powiedzieć, lecz niespodziewanie przy nich pojawili się Rith i Mikosh.
    - Ciociu, pozwól. - odezwał się ten ostatni.
    Poprowadzili Nirvę do gości.
    Darenowi zrobiło się wstyd. On powinien to zrobić. To jego powinność.
    A jednak nie potrafił się przemóc.
    Został sam w pustej sali. Echo zamykanych drzwi cichło dziwnie powoli.
    Usiadł ciężko na miejscu matki. Tuż przy nim pojawiła się zwiewna czarna postać. Nie słyszał jej kroków, ale spodziewał się jej. Sądził jednak, że spotka ją znacznie wcześniej.
    Poczuł dotyk dłoni na swym ramieniu. Miał wrażenie, że całe jego ciało ogarnia błogi spokój. A mimo to nie mógł powstrzymać łez. Postać pochyliwszy się lekko nad nim, objęła jego głowę i przytuliła do siebie. Trwali tak przez chwilę, dopóki Daren nie opanował szlochu. Wyprostował się w fotelu, po czym spojrzał na postać, która do tej pory skrywała swą twarz pod czarnym kapturem. Żadne z nich nie musiało nic mówić. Rozumieli się bez słów. Rina otarła ostatnią łzę z policzka Darena.
    Cóż innego mogła zrobić?

    <<<>>>

    - Panie! - usłyszał.
    Odwrócił się w stronę wchodzącego do komnaty.
    - Czego chcesz, Prem? - zapytał wyraźnie zdenerwowany nieproszonym pojawieniem wysokiego mężczyzny. - Zdobycze znowu cię nie zadowalają?
    - Nie, panie. Nie o zdobycze chodzi tym razem. Choć muszę przyznać, ze ostatnio coraz trudniej o coś naprawdę cennego. Niedługo będziesz musiał dopłacać do tego interesu. - dodał ironicznie.
    Kobian obrzucił go lodowatym spojrzeniem.
    Ach, gdyby tylko mógł...!
    - Czego chcesz zatem? - zapytał zniecierpliwiony.
    - Mam dla ciebie jeńca.
    - Oszalałeś?! - krzyknął, wstając gwałtownie z hukiem przesuwając krzesło. - Po co mi jeniec?! Nikt nie powinien nawet ciebie tu zobaczyć! Chcesz mi zwalić na kark...
    - Ten jeniec ma informacje, które, o ile dobrze się orientuję, bardzo cię zainteresują. - przerwał mu Prem.
    Kobian zacisnął pięści.
    Dla tego człowieka mógłby wymyślić przemyślne tortury!
    Gdyby tylko wciąż władał magią.

    <<<>>>

    - Mamo, nie mam ochoty i tyle! - krzyknął Daren, lecz po chwili uspokoił się nieco i dodał spokojniej - Ten wyjazd nie jest mi potrzebny. Poza tym nie zostawię cię tu samej.
    - Nie jestem sama! Twoi kuzyni zapraszali cię w imieniu swoim i swojej matki. Nie wypada odmawiać.
    - Mamo...! - jęknął Daren.
    - Weź ze sobą Torina. Niech pozna swoją rodzinę.
    - Nawet ich nie zapamięta. To jeszcze dziecko.
    - Więc niech oni poznają jego! - Nirva stuknęła laską o posadzkę.
    Często dawała w ten sposób znak, że nie znosi sprzeciwu.
    - Ta podróż dobrze ci zrobi. - odezwała się w końcu łagodniej. - Odprężysz się, podenerwujesz trochę innych...
    Daren zaśmiał się. Po raz pierwszy od długiego czasu.
    Spojrzał na matkę. Ona również uśmiechała się.
    - Jedź. - powiedziała. - Będę na was czekała.

    <<<>>>

    Siedział zadowolony w swoim zdobionym krześle, delikatnie obracając w palcach medalion. Choć był sam w komnacie, ciągle słyszał w głowie relację Prema. Kontemplował ją na nowo, a w jego umyśle kiełkował pomysł. Jeniec schwytany parę tygodni temu, okazał się cennym źródłem informacji. On sam nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo.
    Dla kogoś postronnego jego słowa mogły wydawać się co najmniej pozbawione sensu. Ale Mandor potrafił wyłuskać spośród nich bardzo interesujące fakty.
    Teraz wiedział już wszystko co chciał wiedzieć.
    Aż korciło go, by zobaczyć chłopca.
    Był ciekaw czy potrafiłby rozpoznać go. Kiedyś potrafiłby bez trudu.
    Na to wspomnienie zacisnął na medalionie pięść.
    - Już niedługo... niedługo... - szepnął, uspokajając się.
    Nagle drzwi komnaty otworzyły się i wszedł Prem.
    Idąc w stronę kominka, dokładnie wycierał sztylet. Obejrzał go uważnie i stwierdziwszy, że jest już czysty, wrzucił do ognia poplamioną szmatę.
    Mandor uśmiechnął się.
    - Co dalej? - zapytał Prem. - Mówił, że wybierają się w podróż. Moglibyśmy...
    - Jeszcze nie teraz. Potrzebuję planu, dobrego planu. Muszę upewnić się, że nikt mi nie przeszkodzi. Wyślij kilku ludzi do zamku, niech obserwują ich, niech nie spuszczają z nich oczu. Ale niech nie ważą się nic robić sami. Pamiętaj!
    Prem nic nie odpowiedział. Skinął lekko głową, nie wiadomo czy na znak, że rozumie, czy na pożegnanie i wyszedł. Nie rozumiał dlaczego miał czekać. Wolałby działać już teraz.
    Współpraca z księciem nauczyła go jednak, że lepiej mieć go po swojej stronie.
    Zresztą, co to za różnica? Skoro jest gotowy już dziś, będzie gotowy za parę dni.

    <<<>>>

    Ogień płonął cicho i leniwie w kominku. Jednak Nirvie zdawało się, że w ogóle nie daje ciepła. Dookoła panowała cisza i chłód.
    Wzięła do ręki laskę opartą o poręcz fotela i odkładając na bok wełniany koc okrywający do tej pory jej nogi, wstała.
    Podeszła powoli do kominka i wyciągnęła rękę w stronę ognia, jakby chciała się przekonać czy jest prawdziwy. Był. Poczuła jego ciepło. To było przyjemne uczucie. Szczególnie gdy ciągle padał deszcz.
    Spojrzała za okno. Zaczął padać nagle parę godzin temu. Sądziła jednak, że gwałtowna ulewa szybko minie, a słońce osuszy zamienioną w błoto ziemię. Ale deszcz ciągle padał. Od dłuższego czasu był miarowy, jednostajny, nie niepokojony podmuchami wiatru. Wręcz usypiający. Ale niósł też z sobą dziwny niepokój.
    Zresztą może to Nirva go odczuwała, a wyobraźnia przypisywała monotonnym kroplom irracjonalne właściwości?
    A może to nie był niepokój? Może bardziej tęsknota?
    Ale przecież sama kazała Darenowi odwiedzić ciotkę. I zabrać Torina.
    Teraz jeszcze bardziej odczuwała śmierć Levara. Zamek stał się pusty, zimny, a w jego murach zamieszkała samotność.
    W długie bezsenne noce zastanawiała się, czy tego właśnie chciała.
    Czy pomyślała o tym, gdy prosiła Rinę o pomoc.
    Wtedy wydawało jej się, że ma wszystko i że potrafi ułożyć sobie życie i poradzić sobie z przeszłością.
    Jakże ciężko jej było.
    Miłość męża, narodziny syna i osiągnięta wtedy stabilizacja i spokój, dodawały jej sił i rekompensowały straconą moc. Lecz w miarę upływu czasu, gdy okazało się, że życie składa się również z bólu i porażek, było jej coraz trudniej. Chciała znowu walczyć ze światem, lecz już nie mogła. Nie tak, jak zrobiłaby to kiedyś. Czas płynął i przynosił nie tylko nowe radości, ale też nowe troski.
    Czy gdyby wiedziała o tym wszystkim o czym wie teraz, poprosiłaby Rinę o pomoc?
    A może w ogóle zrezygnowałaby?
    Zanim to wszystko się stało, była przecież szczęśliwa. Skłamałaby jednak, gdyby przyznała, że potem nie zaznała już szczęścia. Być może dzięki bólowi jakiego doświadczyła, potrafiła w pełni docenić swoje szczęście.
    A mimo to teraz była samotna.
    Nawet Rina zdawała się od niej odsunąć.
    Ale i to nie była do końca prawda. Przecież to Nirva wybrała swój los. Świadomie i uparcie dążyła do niego. Rina zawsze stała z boku. Zawsze gotowa nieść pomoc. Ale nie były już związane ze sobą tak jak dawniej. Wszystko zmieniło się. Niby niezauważalnie, niby wszyscy pogodzili się z tym, a jednak...
    Rina Pler wciąż była młoda. Różnica między przyjaciółkami pogłębiała się coraz bardziej. Taki był wybór Nirvy, choć chyba do końca nie przewidziała jego konsekwencji.
    Atis Adea zawsze potrafiła być taktowna wobec innych ludzi i pewnie dlatego sama usunęła się w cień.
    I nagle okazało się, że dzieli je tak wiele i że bezpowrotnie straciły więź, która łączyła je przez tyle lat.
    Nirva czuła się po trosze winna, lecz bolało ją to też. Nie miała prawa jednak przywiązywać jej do siebie i swojej rodziny. Choć w ostateczności los zrobił to za nią, obdarzając jej wnuka magią.
    Ale to nie było już to samo.
    Obie były już inne.
    Nirva westchnęła.
    Dlaczego nagle zaczęła rozpamiętywać swoje życie?
    Dlaczego wciąż czuje niepokój?
    Dlaczego wciąż padał deszcz?

    <<<>>>

    Dzieci siedziały niemal nieruchomo, wsłuchane w opowieść białowłosej kobiety. Niektóre z nich miały lekko rozchylone usta.
    Kiedyś, będąc w osadzie, zaczepiło ją kilkoro odważniejszych dzieci, pytając czy mogłaby opowiedzieć bajkę o czarodziejach. Rina była zaskoczona tą prośbą, tym bardziej, że nikt przedtem nie prosił ją o nic podobnego. Skoro jednak dorośli wiedzieli kim jest, ich dzieci też musiały się tego dowiedzieć. One nie znały żadnego Maga, w odróżnieniu od niektórych dorosłych mieszkańców osady. Były ciekawe, jak to dzieci.
    Atis Adea, aby nie robić dzieciom przykrości obiecała, że następnym razem opowie im coś. Zadowolone z takiej obietnicy, pobiegły do rówieśników, by powtórzyć im wszystko.
    Rina natomiast, musiała wymyślić jakąś historię. Trochę to trwało, lecz potem doszła do wniosku, że nie jest to takie trudne, tym bardziej, że mogła pomagać sobie drobnymi czarami.
    Od tamtej pory, bardziej lub mniej regularnie, spotykała się z dziećmi, opowiadając im nowe historie. I tylko ona wiedziała, że niektóre z nich kryły ziarna prawdy.
    Rina czerpała z tych spotkań sporo przyjemności. Uczyła się przy okazji jak postępować z dziećmi, bowiem wszystko to mogło jej się przydać, gdy Torin zamieszka razem z nią.
    Opowiadając historię, patrzyła niekiedy z rozbawieniem na reakcje dzieci.
    Zbliżała się do końca, gdy nagle poczuła coś dziwnego.
    Ktoś nieproszony przeszedł przez Bramę.
    Pospiesznie skończyła swą opowieść. Dzieci zaczęły prosić ją o kolejną, lecz odmówiła łagodnie acz stanowczo.
    Musiała jak najprędzej sprawdzić co się stało.
    Zanim wśród dzieci przebrzmiało westchnienie zawodu, wstała i wykonawszy nieznaczny ruch ręką, zniknęła. Nigdy przedtem nie robiła tego w miejscu publicznym, toteż dzieci umilkły nagle, zadziwione sztuczką.
    Siedziały nieruchomo, mając nadzieję, że kobieta powróci i opowie im jeszcze jedną historię. Dopiero po dłuższej chwili zaczęły powoli wstawać i rozmawiając głośno między sobą, odeszły.
    Tymczasem na drodze prowadzącej do jej domu, stał mocno zdezorientowany człowiek. Wiedział, że sprawa jest pilna, ale wrażenia doznane podczas przechodzenia przez przejście były zbyt silne i nie pozwalały mu ruszyć się z miejsca.
    - Kim jesteś? - usłyszał nagle za sobą.
    Przestraszył się tak bardzo, że omal nie upuści listu.
    Odwrócił się gwałtownie. Parę kroków przed nim stała młoda kobieta o długich do ramion zupełnie białych włosach. Miała na sobie długą zwiewną suknię w różnych odcieniach granatu. Gdyby nie te włosy, nie różniłaby się od innych...
    - Czego tu szukasz? - przerwała mu rozmyślania.
    - Ja... - zaczął się jąkać.
    Rina wyczuła, że coś się stało. Chcąc zaoszczędzić czas, zajrzała do umysłu mężczyzny. Zrobiła to tak delikatnie, że nawet tego nie zauważył. Niestety nie znalazła niczego niepokojącego. Tylko list, który trzymał w ręku...
    - Czy to dla mnie? - zapytała, wskazując na papier.
    Mężczyzna jakby obudził się nagle.
    Podszedł do niej i wręczył jej list, kłaniając się przy tym.
    Zanim jednak złamała pieczęć, otworzyła Bramę.
    - Możesz wracać. - powiedziała, a widząc niepokój w oczach mężczyzny, dodała - Nie obawiaj się.
    Dopiero gdy Brama zniknęła, otworzyła list.
    Poznała pismo Nirvy.

    <<<>>>

    - W normalnym świecie nie zmartwiłabym się. - mówiła Nirva. - Ale ten świat jeszcze długo nie będzie normalny, przynajmniej w moim pojęciu.
    - Pogoda nie jest najlepsza, może...
    - Rino! Coś się stało! Musiało się coś stać! Daren wysłałby posłańca, gdyby to miało być zwykłe spóźnienie.
    Nirva była bardzo zdenerwowana.
    - Nie powinnam była namawiać go do tego wyjazdu. - mówiła cicho z wyrzutem. - To wszystko moja wina.
    - Uspokój się. Znajdę ich. A do tej pory...
    Czuła wszystkie te targające przyjaciółką emocje. Sama obawiała się, że Nirva może mieć rację. Nie mogła jednak powiedzieć tego głośno. Nie potrafiła też znaleźć słów, które mogłyby choć trochę uspokoić i pocieszyć ją.
    - Nie traćmy czasu. - powiedziała w końcu. - Czekaj tu na - już miała powiedzieć "mnie", lecz w porę ugryzła się w język i powiedziała - nas.
    Nirva skinęła głową. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zanim otworzyła usta, postać Riny niknęła właśnie w otwartej Bramie.

    <<<>>>

    Swoim pojawieniem się wywołała ogromne poruszenie wśród mieszkańców zamku. Kilku z nich przestraszyła nie na żarty, gdy na środku dziedzińca otworzyła się nagle z hukiem Brama i wyszła z niej białowłosa kobieta.
    Rina jednak nie miała ochoty ani czasu, aby się tym przejmować. Swe kroki skierowała bezpośrednio do komnat księżnej. Mijani ludzie schodzili jej z drogi, tworząc swojego rodzaju szpaler.
    Niestety jej wizyta nie dała spodziewanych rezultatów. Okazało się, że Daren wyjechał ze swoim synem i kilkoma rycerzami w zaplanowanym czasie. Mikosh odprowadził ich nawet do odległego o dzień drogi zajazdu i wrócił.
    - I nie zauważyłeś niczego niezwykłego? - zapytała.
    - Nie. Nikt nas nie śledził, nikt nie mijał. Szlak jest bezpieczny od wielu lat. Co mogłoby się wydarzyć?
    - Coś, czego nikt nie przewidział. - odparła, po czym pożegnawszy się, otworzyła Bramę i zniknęła w niej.

    <<<>>>


Powrót do części pierwszej;
Część trzecia