Tomasz Trejderowski
Adam
Pochodzi z portalu trejderowski.qs.pl :)

       Przyszedł pewnego razu do mnie pewien człowiek. Był to okres, kiedy przedpołudnie spędzałem w kawiarence na rogu Wawelskiej i racząc się poranną kawą, czytałem najświeższe wiadomości podane przez lokalną prasę. Na dźwięk zapytania, czy miejsce naprzeciwko mnie jest wolne, niechętnie podniosłem głowę znad gazety i obrzuciłem przybysza chyba niezbyt przyjacielskim spojrzeniem.
       Gość mój chyba niezbyt się tym przejął, dziarsko odsunął krzesło i usiadł niemal dokładnie naprzeciwko mnie. Spojrzał mi prosto w oczy i ujrzałem, że z jego wzroku emanuje jakiś niepojęty blask - człowiek ten aż kipiał szczęściem. A oczy miał krystalicznie niebieskie.
       - Wiem, że jesteś pisarzem - rzekł, czym wprawił mnie w lekkie zdziwienie, gdyż nie byłem jeszcze wtedy aż tak popularny, by być rozpoznawanym na ulicy. - Nie pytaj mnie skąd to wiem, bo to nie ważne. Ważne natomiast jest to, że chcę byś napisał moją historię. Prawdziwą historię...
       - Ale... - przerwałem mu, chociaż w zasadzie nie widziałem co mam dalej powiedzieć.
       Mój nieznajomy znowu nie przejął się wyrwą w jego monologu, jaką starałem się uczynić i kontynuował:
       - Jedną moją historię już spisano, ale jest nieprawdziwa, albo raczej powinienem rzec - niedokładna.
       Zamaszystym ruchem dłoni zanurkował w wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął stamtąd małą książeczkę, którą położył na stole, mniej więcej w połowie odległości między nami. Było to Pismo Święte Starego Testamentu...
       W tej chwili oprzytomniałem i spojrzałem na mego gościa z wyraźną irytacją. Nie wiedziałem dokładnie do czego on zmierza i co to wszystko ma znaczyć, ale mimo że lubię żarty, jeżeli ktoś usiłuje za wszelką cenę zrobić ze mnie durnia, to przestaje mi się to podobać.
       Gość mój zrozumiał widocznie powód mojej irytacji, gdyż uśmiechnął się szczerze i rzekł:
       - Nie bój się i nie denerwuj niepotrzebnie. Nie musisz rozumieć tego, nie musisz nawet do końca w to wierzyć. Po prostu On chce byś to spisał...
       Gdy to powiedział poczułem, że coś na mnie spłynęło. Coś niewyczuwalnego, niezmierzonego, niemalże mistycznego. Cała irytacja znikła bez śladu, jakby w ogóle jej nie było. Wszystko co mnie do tej pory otaczało - gwar rozmów, szmer ulicy - ucichło. Przestało się liczyć.
       Machinalnym ruchem sięgnąłem po blok papieru piśmienniczego i ołówek, które zawsze nosiłem przy sobie.
       "Na początku Bóg stworzył Niebo i Ziemię" - Nie! - przerwał mi szept, który zdawał się dochodzić ze wszystkich stron, jakby mnie otaczał. Szept tak dźwięczny jakiego żadna ludzka istota nie potrafi wytworzyć. - Nie, to już było i akurat ten fragment się zgadza...


       Drzewo wcale nie stało w samym środku Ogrodu. Dla nas, mieszkających w Raju nie istniało pojęcie środka, bo Eden był nieskończony - po prostu nie miał granic. Drzewo nie stało w środku, ale łatwo było je odróżnić od innych. Promieniało boskością, stało na małej polance lekko wyniesionej wśród otaczających ją płaskich terenów. No i było zdecydowanie wyższe niż pozostałe drzewa.
       Drzewo wcale nie było przyczyną tylko grzechu. Pod nim stała gliniana masa człowiecza, która tchnięta boskim duchem została powołana do życia. Pod drzewem Adam zapadł w głęboki sen, gdy Stwórca wyciągał mu żebro, by następnie utworzyć z niego Ewę - towarzyszkę życia. Tu ją Adam po raz pierwszy ujrzał, gdy stała na polanie obok krzewu owocowego. I pod drzewem właśnie zrozumiał jak bardzo ją kocha...
       Wąż pojawił się znienacka. Szatan przybrał formę różną od ludzkiej, różną od zwierzęcej, ale jednocześnie taką, która skrywała jego splugawioną naturę upadłego anioła. Przemówił do kobiety językiem dźwięcznym i zwiódł ją. A mężczyzna był wtedy daleko na polowaniu.
       Miłość! To takie uczucie, które samo w sobie łączy się z zaufaniem i wiarą w osobę, którą się tą miłością obdarza. Jeżeli kochasz to ufasz i wierzysz, że ta druga połowa się nie myli.
       Kiedy mężczyzna wrócił z polowania, poprosił swoją kobietę o coś do jedzenia. A ona podała mu owoc. Mężczyzna kochał ową kobietę. Kochał ją, wierzył w nią i bezgranicznie jej ufał, dlatego też nie wahał się ani chwili i zjadł owoc niezgody.
       I otworzyły mu się oczy i zrozumiał co jest dobre a co złe. Nie umarł jak Bóg go straszył. Choć czy aby na pewno ??? Bo gdy Stwórca przeklął upadłego anioła za czyn jaki uczynił, zwrócił się do człowieka. A mężczyzna zrozumiał, że wraz ze swoją kobietą został splamiony grzechem. I utracił boskie cechy. I musiał opuścić Ogród na zawsze. I to była śmierć przed którą Bóg go przestrzegał - nie umarł, lecz stał się śmiertelny.
       Lecz pozostał wierny owej kobiecie i kochał ją aż do ostatnich swoich dni, a przeżył lat prawie tysiąc, żyjąc płodnie i rozmnażając się, aż potomstwo jego zaludniło całą Ziemię...



       Ocknąłem się jakby obudzony z dziwacznego snu. Jak zawsze pojawiło się to cudowne uczucie, że skończyłem kolejny fragment czegoś dobrego.
       Już miałem rzec triumfalnie "skończone!" lecz podniosłem gdy oczy znad zapisanej kartki, głos uwiązł mi w gardle. Nikogo przy mnie nie było. Adam, jeżeli to naprawdę był on, odszedł. Zabrał ze sobą swoją "niedokładną" historię i już nic nie wskazywało na to, że w ogóle kiedykolwiek tu był. Pozostał tylko blok papieru z nerwowo zapisanymi kilkoma kartkami - jedyny dowód pierwotnej miłości...

Katowice, 30 października 2000 roku