Sprawiedliwi Inaczej
Autor : Wiesław Gwiazdowski
HTML : ARGAIL
Zegar wybił dwudziestą pierwszą.Za
oknami padało. Strumyki spływały ku obramowaniu i niżej, poprzez parapety, z
dwudziestego drugiego piętra w dół. Na wypieszczone trawniki i chodniki z białych i
czerwonych kostek.
- Opowiedz nam coś, dziadku.
Odwróciłem głowę od okna i okręciwszy fotel, spojrzałem na
czwórkę wnuków. Identyczne jak odbicia w lustrze. Gdyby nie implanty wszczepione pod
skórę na czołach, nie wiedziałbym, które jest które.
- O czym chcielibyście posłuchać? - zapytałem, bujając się w
obitym sztuczną skórą fotelu. - O wojnie? O pokoju? O dobru? O złu? A może o prawdzie
i kłamstwie?
- O sprawiedliwości - odparły chórem.
- Ale coś, czego jeszcze nie słyszeliśmy - dodała Ismena.
- Dobrze, ale musicie być grzeczne.
- Tak, tak.
- A potem lulu, rozumiemy się?
Minęła minuta, nim się zgodziły. Gdybym im pozwolił, całą noc
przesiedziałyby przed telewizorami. Każde miało swój pokój i odbiornik, a mimo to
wolały oglądać wspólnie, w jednym pomieszczeniu. Najstarsza Ismena, o rok młodsza
Adaila, potem Dawid i najmłodsza Merita. Mając osiem lat po trafiła konwersować jak
dorosła pannica.
- Mów już, dziadku - ponaglił Dawid.
- Czekamy - zawtórowały dziewczynki.
- Dobrze. A więc... działo się to w ostatnich dniach minionego
tysiąclecia, gdy władze i sędziowie zrozumieli, że przestępców nie należy karać.
Zaczytani w najokrutniejszej z ksiąg podyktowanych człowiekowi przez Boga postanowili
Bogu zostawić sprawiedliwość. Większość z nich była ateistami.
Merita zaśmiała się, przykładając piąstki do buzi.
- Nie przerywaj - fuknąłem ostro.
- Dziadku?
Ach, ten proszący, niewinny głosik. I te zielone, przepastne ślepka.
Już niebawem mogłaby mieć świat u swych stóp. Tak samo jak Adaila i Ismena. Dawid
również.
- W tamtych latach popularne były czarne marsze, podobne
organizują teraz sadomasochiści chcący zalegalizować hard-happeningi z dziećmi. Ci
przynajmniej mają szanse, że ich żądania zostaną spełnione. Wówczas z czarnych
marszów nikt sobie nic nie robił. Spowszedniały.
- To wszystko jest przecież w komputerze, dziadku! - przerwała
Adaila. - Przejdź do rzeczy.
Miałemją skarcić, gdy wtrąciła się Merita.
- Zrobić ci herbatę, dziadku?
Powstrzymałem się przed wybuchem. Kazałem im siedzieć cicho,
wiedząc, że tego nie uczynią. Takie już były.
Merita wstała z podłogi i odmaszerowała do kuchni. Wróciłem do przerwanego wątku.
- Czarne marsze wiążą się z moją opowieścią. Jeden z nich
zorganizowali przyjaciele studenta zamordowanego przez dwóch piętnastolatków. Zginął
od uderzeń kijami bejsbolowymi.
- Należeli do jednej drużyny? - zainteresował się Dawid.
- Nie. W owych czasach kije wykorzystywano do bicia i wykonywania
wyroków. Pojawiły się nawet plakaty reklamujące je jako skuteczny rodzaj broni.
- Wypróbowałeś je, dziadku?
- Nie powiem tak, nie powiem nie. Wróćmy do opowieści. Wszystko
zaczęło się od wyroku, który niezawisły sąd orzekł wobec owych piętnastolatków.
Zostali skazani na sześć miesięcy poprawczaka.
- To godne pochwały - stwierdziła Ismena.
- A jakie było uzasadnienie wyroku?
- Nie było uzasadnienia. Sąd je utajnił.
- Może student był winien? - zapytała Adaila.
- Co przez to rozumiesz?
- Że to on zaczął bójkę. I dostał za swoje.
- Podejrzewam, że sąd wziął to pod uwagę, nie podał jednak
podobnych rewelacji do publicznej wiadomości. Sprawcy o niczym takim nie wspominali. Byli
pod wpływe
alkoholu i szukali zaczepki. Po to za zgodą rodziców kupili kije bejsbolowe.
- Więc ktoś jednak grał w futbol - ucieszył się Dawid.
- Raczej nie. A co do twego pytania, Adailo, to stwierdzono, że
student nie był uzbrojony.
- I to był jego życiowy błąd - zauważyła Merita, podając mi
filiżankę. - Mocna, z dwiema kostkami cukru. Jak lubisz.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Zrobiłam ją z przyjemnością.
Ciekawe stwierdzenie.
- Minęło pół roku od ogłoszenia wyroku i zabójcy studenta
wyszli na wolność. Gazety zamieściły zdjęcia powitania z krewnymi i znajomymi, były
także wywiady. Zabójcy dziękowali wymiarowi sprawiedliwości, pozdrawiali kuratorów
i przyjaciół z poprawczaka. Obiecali zająć się następnymi studentami. Podobno w
żartach.
- Godne naśladowania poczucie humoru - zauważyła Ismena.
- Znaleźli się naśladowcy.
******************
Zatrzymał się i zsiadł z roweru, a
następnie, ułożywszy go z boku ścieżki, zaatakował pijących piwo młodzieńców.
Nie przejął się trzymanymi przez nich kijami bejsbolowymi. Chciał komuś dołożyć,
ot co.
Odpowiedzieli atakiem. Nie spodziewał się podobnej reakcji i przez
pierwsze sekundy zastanawiał się, co im odbiło. I co chcieli udowodnić. Był przecież
starszy.
Ani się obejrzał, jak zaliczył trzy uderzenia w głowę i poczuł
się słabo. Nie uległ jednak panice i przeciw kijom wyciągnął szczupłe palce i
ramiona. Wtedy poczuł smak własnej krwi w ustach i zrozumiał, że się przeliczył.
Wowa popatrzył na Pietkę, a Pietka popatrzył na Wowę.
- No i? - zapytał Wowa Pietkę.
- Lepiej mi, cholera, jak Boga jedynego kocham. Kurwa mać.
Z podziwem spojrzał na umazany krwią kij i uniósłszy go do ust,
ucałował z czcią.
- Jesteś mi jak brat - szepnął czule i z rozmachem przyłożył
wijącemu się u stóp chłopakowi.
- Bóg was ukarze - wymruczała ofiara.
Podeszwa nr osiem wcisnęła jej groźbę z powrotem do ust.
- Dzisiaj ja jestem twoim Bogiem! - wrzasnął Wowa. Alkohol miło
wirował pod czaszką i grzał żołądek.
- Będzie o czym opowiadać - rzucił do Pietki. - Przybij
piątkę - wyciągnął rękę, zacisnął palce i potrząsnął dłonią przyjaciela. -
Dobijemy go?
- Po co? Zdechnie i tak - Pietka przydeptał ofiarę. - Wredny
sukinsyn - powiedział ze wstrętem. W przypływie szaleństwa Wowa rozłożył ręce na
boki i podskoczył parę razy, tak jak robił na meczach i koncertach.
- Bierze mnie to, cholera - rzucił. - Powtórzymy?
- Proste.
- Trzeba go dobić, bo jeszcze komuś wygada - warknął nagle
Wowa, patrząc na odczołgowującego się gostka.
Pietka podał koledze butelkę.
- Nie pękaj. Dostał swoje. Nie wygada.
- Nawet się skurwiel nie bronił.
- I jego szczęście.
A jeszcze parę godzin wcześniej narzekali na nudę. Jak to dziwnie
wiódł los. Naprawdę.
******************************
nbsp; Od tygodnia wiedział, że
musi się na kimś wyżyć. Agresja doprowadzała go do pasji. Nie potrafił nad nią
zapanować. Nie potrafił z nią żyć. Musiał wyładować drzemiący w sercu gniew.
Czuł, że adrenalina może go zabić. Dotychczas wystarczyły książki i nauka, lecz
ludzie się przecież zmieniają.
Nie skamlał o litość, wiedział, że tego pojedynku nie wygra. Tamci
mieli przewagę. Z nadzieją, że kiedyś się odegra, zaczął uciekać. Potykał się i
chwilami tracił przytomność ,lecz biegł. Źle wybrał ofiary. To zdarza się
najlepszym.
Naprawdę.
**************************
Ismena podniosła się z podłogi.
- Muszę do toalety.
- Idź. Tylko się nie maluj.
- Nie będę - zapewniła. Jej uśmiech mówił co innego. Lubiła
robić się na wampa, paradować w seksownej bieliźnie i siadać wyzywająco jak
prostytutka. Nie wiem, skąd to się brało, może efekt uboczny. Chęć dowartościowania
się. Podobnie jak pozostałe dziewczynki, z kobiecą premedytacją wyprowadzała z
równowagi mych męskich gości. Wielu zaniechało wizyt właśnie przez nie.
Otrzymałem również kilka interesujących propozycji kupna.
Odrzuciłem wszystkie.
- Opowiesz, dziadku, o naśladowcach? - zapytała Adaila.
- Tak. Należy to do opowieści. Po wyjściu z poprawczaka młodzi
mordercy stali się idolami dzieciaków z marginesu. Już w dniu ogłoszenia wyroku
nieletni poczuli się bezkarni, teraz zaś dano im to wyraźnie do zrozumienia. Wymiar
sprawiedliwości zostawiał im wolną rękę.
- I tak ją mieli - rzucił Dawid.
- Fakt. Prawo zawsze lepiej traktowało nieletnich. Może dlatego
tak często poddawano kodeks karny liberalizacji, by odciążyć cele i zmniejszyć
wydatki na więziennictwo?
- Rozwodzisz się nad rzeczami oczywistymi, dziadku - wtrąciła
Adaila. - Miałeś opowiedzieć o naśladowcach.
- A wy miałyście być cicho - przypomniałem.
- Zrzędzisz jak stary ramol - powiedział Dawid. - Nie mogę
sobie wyobrazić, że i ja taki będę.
- Wcale nie musisz.
- Ale może się tak zdarzyć.
- Dziadku, proszę - przerwała spór Merita.
Odetchnąłem głęboko i nagle zamarłem z szeroko otwartymi ustami.
Ismena przystanęła w wejściu, opierając się o ścianę. Znów przemieniła się w
wampa. Czarna skąpa bielizna z łańcuchami, pejcz w lewej dłoni, czarne rękawiczki do
łokci, makijaż.
Podjąłem opowieść.
- Kij bejsbolowy stał się popularną i szanowaną bronią. Choć
można go było dostać w każdym sklepie sportowym, nie każdy mógł się z nim pokazać
na ulicy. Małolaty bez wsparcia dostawały takie samo lanie jak dorośli. A zwłaszcza
studenci. Tych nieletni szczególnie sobie upodobali, bo jak głosiła fama, za zabicie
studenta nic nie groziło.
****************************************
Wowa Drugi popatrzył na
Pietkę Drugiego.
- Dowartościowałbym się - powiedział i podniósł szklankę do
ust.
- Masz coś na oku?
- Tak myślę - rozejrzał się po salce. - Tamten mnie wkurza -
kiwnął w stronę siedzącego przy oknie blondynka. Towarzyszył mu chłopak i dwie
dziewczyny, bardzo ładne dziewczyny.
- Studencik - warknął.
Pietka odruchowo przełknął ślinę. Adrenalina zawsze uderzała mu
do głowy na widok seksownych panienek. Sięgnął po papierosa i zaciągnął się
gryzącym dymem. Fajek go uspokajał. Ale to nie było to.
Wowa przełknął alkohol i odstawił pustą szklankę.
- Jeszcze jedno, co? - zapytał i nie czekając na odpowiedź,
podniósł się od stolika.
Jedna z dziewczyn zauważyła wzrok Pietki i poinformowała innych.
Zobaczył, że blondynek się skrzywił, coś powiedział i raptem wszyscy zaczęli się
śmiać.
Pietka odwrócił głowę. Z trudem opanował drżenie dłoni. Nie
można tego tak zostawić. Musi dać nauczkę ważniakom.
- Pijemy i wychodzimy - rzucił do Wowy i wskazał w stronę
rozbawionego towarzystwa.
Wowa dostrzegł spojrzenia dziewczyn i odwrócił głowę. Jego też
nosiło z wściekłości, kiedy patrzył na cudze piękne panienki.
Szybko wypili piwo i wyszli z knajpy. W pierwszej bramie Wowa
sięgnął po pałę schowaną pod kurtką i oparł się o ścianę. Pietka krążył obok
jak wygłodzony pies.
- Załatwimy tych ważniaczków - warknął.
- I dziwki też.
- Popamiętają palanty.
- Żebyś wiedział.
Cień wszedł w bramę i szedł ku nim. Wowa uderzył pierwszy.
Zamachem z dołu, precyzyjnie w krocze, tak jak na filmach, Pietka z góry. Nie mówili,
uderzali, wyładowując złość, napięcia i beznadzieję źle spełnionej młodości.
**************************************
Mężczyzna jęknął, przyjmując kolejne
uderzenia pejcza. Był wiernym niewolnikiem i ból, zadawany ręką pani, sprawiał mu
przyjemność. Płacił i chciał być dobrze obsłużony.
Pani Alina była najlepsza spośród dam, które odwiedzał.Znała się
na swym fachu. Prawdziwa perfekcjonistka. Seans trwał godzinę, lecz gdy dobiegał
końca, zawsze czuł lekki niedosyt.
Spotkania dawały mu błogosławione zapomnienie. Nienawidził
pobożnej żony i rozwrzeszczanych dzieciaków. Praca w firmie wywoływała w nim odruch
wymiotny. A pani Alina była niczym Bóg. Dawała odprężenie. Lizał jej stopy i pił
mocz. Z kagańcem na twarzy skomlał jak pies i błagał o kolejne tortury.
Tego dnia również pożegnał się punktualnie o siódmej.Wsiadł w
samochód i po przejechaniu kilku przecznic zatrzymał się przed swym blokiem. Nie
chciał by żona odkryła jego tajemnicę. Mimo wszystko odpowiadał mu ten stan rzeczy.
Wysiadł i wszedł w bramę. Niespodziewane uderzenie zgięło go w pół, kolejne
powaliło na bruk. Pomyślał o pani Alinie i otrzymał następny cios. Zdumiała go
niesłychana brutalność, lecz równocześnie poczuł przyjemność, a ból dawał
odpowiedzi na wiele pytań. Chciał go czuć. Maltretowane ciało domagało się więcej.
**********************************
Dopiłem herbatę i oddałem szklankę
Mericie.
- Wyglądasz jak dziwka - powiedziałem do siedzącej na podłodze
Ismeny.
- Wiem. Lubię to.
- Powinienem cię sprzedać, żebyś zobaczyła, jak to jest.
- Gadasz jakbym nie była ci potrzebna - odpaliła. - Gdyby nie
moje komórki, nie mógłbyś palcem ruszyć.
- Nie jesteś niezastąpiona - warknąłem.
- Więc mnie sprzedaj! A potem się zapisz i czekaj. Nie zapomnij
tylko, że możesz się nie doczekać.
- Nudzą mnie te kłótnie - wtrąciła się Adaila. - Dobrze
wiecie, że jesteśmy sobie potrzebni.
Trudno zaprzeczyć. One użyczały mi swych komórek, ja zapewniałem
im opiekę. Były zbyt bezradne, by żyć w dorosłym świecie i wiedziały, że dzięki
mnie ich ciała tworzyły jedną całość. Z kolei gdyby nie one, dawno stałbym się
strawą dla robaków. Bądź też spocząłbym w urnie.
Po to je wyhodowano.
- Nie jesteś niezastąpiona - powtórzyłem. - Ale masz rację -
dodałem szybko. - Byłbym głupcem, gdybym cię sprzedał. Jesteś mi potrzebna tak samo
jak ja tobie.
- Widzisz - przytaknęła, siadając jak przyzwoite dziecko.
- Dziękuję. Wrócimy do opowieści.
- Nareszcie - mruknął Dawid.
- Same sobie jesteście winne.
**************************************
Wowa Trzeci popatrzył na Pietkę
Trzeciego i wyszczerzył w uśmiechu niekompletne uzębienie pożółkłe od papierosów.
- Co tak ryjesz? - zapytała uwieszona na ramieniu Pietki
panienka. - Jeszcze nie jestem pijana.
- Fakt - przytaknął Wowa, witając kiełkujący mu w głowie
pomysł. - Może wyjdziemy na powietrze? Dobrze ci zrobi.
Dziewczyna zachwiała się.
- Chyba się jednak upiłam - stwierdziła.
Pietka z Wową wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Jesteś piękna - szepnął Pietka.
- Mówiłeś to chyba z tysiąc razy.
- Bo to prawda. Jesteś kurewsko piękna.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Pot chłopaków kręcił jej w
nosie.
Wyszli z knajpy i skierowali się w stronę parku, pod mur zakochanych.
- Podniecasz mnie - mruknął Wowa. - Może byśmy...
Znów zaczęła się śmiać.
- Jesteście pijani - parsknęła.
- Nie jest tak źle - mruknął Pietka, czuł pewność i ochotę.
- Możesz się przekonać.
- O czym?
- Nie wiesz...
Dziewczyna zatoczyła się i nagle zaczęła ściągać bluzkę.
Zakręciła nią nad głową i wyrzuciła w powietrze.
- Pomogę wam - powiedziała, sięgając zamka spódnicy.
Patrzyli, nie wierząc oczom.
- No, pokażcie, co potraficie - zaprosiła, kładąc się na
trawie.
Wowa rozpiął pasek i rzucił się na nią. Krew nabiegła mu do
twarzy, a na czoło wystąpił pot. Taka okazja, taka okazja - dudniło pod czaszką.
- No dalej - ponagliła. - A może nie możesz?
Zerwał się gwałtownie i odwrócił tak, by nie widziała.
- A ty na co czekasz? - zachęciła Pietkę.
Nie dał się dwa razy prosić. Zajął miejsce przyjaciela. Dopiero po
kilku sekundach stwierdził, że coś jest nie tak.
- Gówniarze z was! - warknęła i odepchnęła adoratora. - Do
przedszkola, a nie na dyskoteki.
Wowa odwrócił się gwałtownie, doskoczył i przykopał jej w brzuch.
- Zamknij się suko! - zaczął okładać ją pięściami. -
Kurwa! Kurwa! - sapał, zadając kolejne ciosy.
Pietka rozejrzał się i podniósł leżący opodal kamień.
Odepchnął kumpla, zamachnął się.
- Zapamięta nas sobie - mruknął Wowa, przykopując nieruchomemu
ciału. - Chodź. Bo ktoś zobaczy.
Pietka przełknął ślinę. Tak się zbłaźnić! Tak się
zbłaźnić!
Wowa szarpnął go za ramię.
- Chodź. Znajdziemy inną dziwkę.
Niewysoki blondynek rozejrzał się, a potem podbiegł szybko do
leżącego ciała. Widział wszystko i gdy tylko oprawcy oddalili się na bezpieczną
odległość, postanowił skorzystać z okazji. Jakby co, wszystko pójdzie na tamtych.
Krew go nie przerażała. Przezornie też nosił przy sobie paczkę prezerwatyw - wreszcie
trafiła się sposobność.
Głupia dziwka - pomyślał, rozrywając opakowanie.
Miała siedemnaście lat. Uwielbiała dyskoteki i dobrą zabawę. Nie
unikała przygód i przelotnych znajomości.
Do dyskotek chodziła regularnie. Wracała do domu nad ranem. Często nie wracała w
ogóle. Rodzice zadowalali się tym, co im powiedziała. Była im za to wdzięczna, wiele
koleżanek nie miało takich luzów.
Tego wieczora chciała nie tylko wyszaleć się na parkiecie. Liczyła
na coś więcej, ale okazało się, że nie ma w czym wybierać. Miała wyjść, gdy
zaczepiło ją dwóch zakompleksionych małolatów. Przyjęła zaproszenie na piwo ,z
nudów.
Po kilku szklankach stwierdziła, że nowi znajomi nie są wcale
najgorsi, ich komplementy wprawiały ją w dobry nastrój. Poza tym nie narzucali się tak
jak większość chłopaków.
By okazać wdzięczność, zgodziła się wyjść z knajpy, wiedząc,
że za zaproszeniem kryło się coś więcej. Pomyślała, że jak się bawić, to do
końca i choć śmiała się z ich niedyspozycji, chciała przecież tego tak jak oni.
Rozbawili ją. No i byli
tacy szalenie nieśmiali.
*******************************
Złapali tego nekrofila? - zainteresowała
się Merita.
- Tak.
- I ile dostał?
- Trzy lata w zawieszeniu na dwa. Tamci zaś po osiem. Wyszli po
pięciu za dobre sprawowanie.
- Gdyby użyli kijów bejsbolowych, dostaliby po pół roku
poprawczaka - zauważył Dawid. - Mieli pecha.
- I to dużego. Dwa tygodnie później znaleziono ich zmasakrowane
ciała. Media podały, że ta śmierć była wynikiem zemsty.
- Wykryto sprawców?
- I tak, i nie. Z początku podejrzewano rodzinę zabitej
,później połączono ową śmierć z innymi zgonami małoletnich przestępców.
- Upozorowane samobójstwa?
- Raczej wykonanie wyroków. Pierwsi poszli pod nóż sławni
zabójcy studenta. Zginęli w wypadku samochodowym i początkowo umorzono śledztwo.
Później zdarzyły się kolejne nieszczęśliwe wypadki, więc powiązano je ze sobą.
Zaczęło się od tych, którzy używali kijów bejsbolowych, potem przyszła kolej na
innych.
- I na przestępców padł blady strach - mruknęła Ismena.
- Na niektórych na pewno. Ale nie zmniejszyło to liczby
zabójstw.
- A społeczeństwo? - zapytała się Adaila. - Było za czy
przeciw?
- Za, a nawet przeciw. Egzekutorów chwalono i krytykowano.
Działali niezgodnie z orzeczeniami sądów, a więc wynieśli się ponad prawo.
- Wspomniałeś, dziadku, o Księdze. Czy eliminując
przestępców egzekutorzy nie spełniali zasady: ząb za ząb?
- Gdyby byli sądem. Lecz oczywiście nim nie byli.
- Ale sędziowie i politycy byli przecież ateistami.
- Nie wszyscy. Ale to brak wiary pozwalał na dowolne ferowanie
wyroków. Również pozostawianie przestępców Bogu.
- Uważasz więc, że ateizm był główną przyczyną tego, co
się wówczas działo? To niedorzeczne - rzucił Dawid.
- Nie powiedziałem tego.
- Kto zatem był winien?
- Społeczeństwo. Przemoc istnieje od zarania dziejów.
Stwierdzono też, że ma podłoże genetyczne.
- Może dlatego dzisiaj jest bezpieczniej - stwierdziła Merita.
- Nie wiem. Wiele dawnych wykroczeń zalegalizowano.
- Jak sprzedaż dzieci. Czy raczej klonów.
- Na przykład.
- Jak dziecięca prostytucja - mruknęła Ismena.
- Dzieci dojrzewają szybciej niż kiedyś.
Dawid wstał z podłogi.
- Nudzi mnie ta rozmowa - rzekł, krzywiąc się. - Po raz setny
powtarzamy to samo. Po co?
Popatrzyłem na całą czwórkę i fioletowe ściany. Rzeczywiście
powtarzaliśmy się. Dlaczego nie uświadomiłem sobie tego wcześniej?
- Nie uważasz, że to ciekawe? - spytała Merita.
- W ogóle. Nudzą mnie gadki o handlu dziećmi. Niczego nie
zmienią, a nie są śmieszne. Idę do siebie.
- A opowieść? - zapytałem.
Zawahał się.
- Idę do siebie - powtórzył i wyszedł z pokoju.
Kilkanaście sekund siedzieliśmy w milczeniu.
- Jest zły, bo to w jego mózgu będą grzebać - stwierdziła
Ismena.
****************************************
Wowa zawył przeciągle i zwalił się na
bok.
- Dobrze ci było? - zapytała dziewczyna.
- Zajebiście - mruknął.
Pietka właśnie kończył. Zupełnie jak na pornolu. Dwóch samców i
jedna samiczka. Pół roku temu mogli jedynie marzyć, że za darmo będą mieć taki
ubaw. Zmieniło się po wyjściu z poprawczaka. Stali się znani i szanowani.
Po godzinie opuścili mieszkanie panienki. Na pobliskim parkingu
zatrzymali się przy maluchu i otworzywszy drzwi wpakowali się do środka. Ruszyli bardzo
szybko; cóż ich obchodzi, co zrobi właściciel, stwierdziwszy brak samochodu.
Umówili się u znajomka za miastem i nietaktem byłoby zjawiać się
tam taksówką.
Pietka otworzył po piwku. Wspomniał panienkę. Szarżując ulicami,
rozmawiali o niej.
- Ludzie nigdy nie nauczą się miłości - stwierdził
filozoficznie Wowa.
- Co masz na myśli?
- Weźmy tekst o nadstawianiu drugiego policzka. Albo ten o
kochaniu bliźniego jak siebie samego.
- Ja siebie nie kocham - wyznał Pietka.
- Ja też. Kocham łatwe panienki i szybkie samochody.
- A zwłaszcza maluchy.
Parsknęli śmiechem. Światła samochodu z przeciwka oślepiły ich
niespodziewanie. Pietka przechylił się i chwycił kółko.
- Uważaj
- Spoko! - Wowa odbił w bok, uciekając przed czołowym
zderzeniem.
Nie zauważył, że są na ostrym zakręcie. Z piskiem opon maluch
przejechał barierkę i zaczął się turlać po stoku.
************************************
Wowa Drugi przechylił butelkę i przez
kilkanaście sekund sączył wino marki Wino, delektując się siarczystym smakiem. Nic
nie mało sensu, tylko picie do upadłego. I podlenie innych.
- Oby nam się - mruknął zaspokojony i wręczył butelkę
koledze.
- Wiesz, o czym marzę? - zapytał Pietka Drugi.
- O kutasie wielkim jak Pałac Kultury.
- Nie. O tym, żeby ludżie nauczyli się miłości.
- Miłości nie można się nauczyć.
- Wszystkiego można.
- Wypijmy za to.
Pietka sięgnął po następną butelkę i zaczął wlewać w siebie
czerwony płyn.
- Miłość to jest to - powiedział, osuwając się po ścianie.
Wowa popatrzył bezmyślnie i usiadł obok. Wyjął z rąk kumpla
butelkę.
Nie skończył jej jednak. Odleciał wcześniej.
Po chwili dwa cienie ciemniejsze od nocy przystanęły przy leżących
młodzieńcach. Niższy ściągnął im kurtki i podwinął po lewym rękawie. Drugi
najpierw Pietce, potem Wowie wbił tę samą igłę.
Zostawili strzykawkę w dłoni Pietki.
***********************************
Komisarz Krzysztof M.
przyjrzał się uważnie rękom denatów. Coś mu nie pasowało w oczywistej na pozór
wersji o przedawkowaniu. Po pierwsze, na skórze ofiar nie było innych nakłuć,
wskazujących na wcześniejsze zażywanie narkotyków. Po drugie, dawka, jaką mieli we
krwi, powaliłaby co najmniej sześciu mężczyzn. Po trzecie, tylko samobójcy dawali w
żyłę po takiej ilości alkoholu.
Dwa tygodnie zajęło przesłuchanie znajomych i krewnych. Potem
komisarz był już pewien, że ktoś dopomógł tej śmierci. Nie wiedział jednak kto i
musiał stwierdzić, że odpowiedzi na to pytanie nie uzyska łatwo. Być może nigdy.
Brak
motywu, brak świadków, brak mikrośladów. Żadnych odcisków, nitek czy włosów.
Zupełnie nic.Prócz pewności, że nie były to samobójstwa.
**********************************
Przerwałem opowieść i
popatrzyłem na dziewczynki. Były mą przyszłością, mym życiem, mym ciałem.
- Przyglądasz się, dziadku, jakbyś chciał nas zjeść -
powiedziała Ismena.
- Masz takie wielkie oczy - pochwyciła Adaila.
- I przypominam wilka. Czy tak?
- Tak - wyrwała się Merita.
- Miło mi to słyszeć.
Wybuchnęły śmiechem.
- I gdzież sprawiedliwość? - zapytałem. - Karmię was,
wychowuję, ubieram, uczę, a wy?
- A my dajemy ci życie - odparła Ismena.
- Tylko za jaką cenę?!
- Cenę naszego zdrowia.
- Zapominasz, Ismeno, że to dzięki mnie żyjecie.
- Żyjemy dla ciebie. Wiesz, kogo najbardziej interesowały nasze
narodziny. Nie powiesz chyba, dziadku, że nas?
Oto trafne odpowiedzi na wszystkie pytania. Efekt uboczny? Świadoma
ingerencja genetyków? Wirus?
- Milczysz? - zagadnęła Ismena. - Nazywasz nas swymi wnukami,
lecz jesteśmy tylko towarem.
- Tak! - odwarknąłem. - I co z tego? Nie zamierzam was przecież
zabić! A mógłbym, bo mam takie prawo. Od Dawida wziąłbym mózg, od ciebie serce, od
Merity wątrobę, od Adaili płuca. Czy myślisz, że wszystkie klony osiągają
pełnoletność? Wyjdź na ulicę i przekonaj się, jak jest w świecie za drzwiami.
Niektóre rodzą się bez świadomości, jak rośliny hodowane tylko dla narządów. Nie
atakuj mnie bo nic ci to nie da.
Milczała z głową zwróconą ku oknom. Wiedziała, że mam cholerną
rację. Była towarem, lecz również mą wnuczką.
A ja nie miałem dość sił, by zabić siebie.
- Opowiesz, dziadku, co było dalej? - przerwała milczenie
Merita.
- Nie!
- Gniewasz się?
- Tak.
Czy mogłem je sprzedać? Miałem do tego prawo. Lecz gdybym to
uczynił, znów zostałbym sam. Zdany na siebie i obcych, do których nigdy nie miałem
zaufania. Wnuki zastępowały mi nie istniejące dzieci. Może to był główny powód,
że nie uczyniłem z nich roślin? Tęsknota za prawdziwą rodziną? Obecność kogoś z
krwi własnej, z własnego DNA?
Najpierw podniosła się Ismena. Potem Adaila i na końcu, po długiej zwłoce, Merita.
Nie odzywałem się, a one nie czekały, bym coś powiedział. Wyszły z pokoju i
zostałem sam ze swą złością. Za oknami padał deszcz, strumyki wody spływały
szybami, ku obramowaniu i w dół, z dwudziestego drugiego piętra.
Starczyło skoczyć za nimi, by pozbyć się wszelkich trosk, uwolnić
się od rzeczywistości, przynoszącej wyłącznie ból. I oczekiwanie na śmierć. Ludzie
boją się śmierci. Wierzą w życie pozagrobowe i reinkarnację, a jednak mimo cierpień
nie potrafią dobrowolnie przejść na drugą stronę. Po wielokroć pytałem się, co to
za wiara, która przynosi strach? Nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Sam bałem się
również. Być może lubiłem cierpienie, nie wiedząc o tym? A może po prostu lubiłem
zadawać je innym i dlatego tak kurczowo trzymałem się życia?
********************************************
Wowa Dwudziesty Trzeci przeładował
dziewiątkę i przyłożył ją do głowy Pietki Dwudziestego Trzeciego. Pociągnął za
spust.
- Wiesz, chciałbym sobie postrzelać - zwierzył się,
wybierając odleglejszy cel. Przymierzył się, nagle przykląkł i fiknął kilka
koziołków.
- Paf, paf, paf...
Pietka odstawił na stolik puszkę piwa i pilotem przełączył kanał.
- Sam chłam - mruknął, lecz nie wyłączał odbiornika. -
Trzeba skołować wideo - zauważył. - Czas by szybciej zleciał.
- Zaraz ma się zjawić Makak - przypomniał Wowa.
- Przyjdzie albo i nie. A pornos jest dobry na wszystko.
- Mogłeś powiedzieć Kaśce, by przyszła.
- Niech spierdala, dziwka. Wolę obejrzeć film niż jej
wysłużony zad.
- Film ci nie da.
- Wali mnie to.
Wowa przymierzył się do kolejnego strzału.
- W piątek wyskoczymy do dyskoteki - mruknął. - Bang. Bang.
Poderwiemy laski.
Pietka przełączył kanał, zgniótł puszkę i rzucił ją w kąt, na
stertę.
- Piątek będzie w piątek - powiedział.
Wowa poderwał się z podłogi i kopnąwszy drzwi wpadł do
sąsiedniego pokoju. przyklęknąwszy na jedno kolano, rozejrzał się i posłał kilka
strzałów w zdjęcie nagiej modelki na ścianie.
- Jak Makak przyniesie naboje, postrzelamy sobie, co? - zawołał.
- Tak, do dziewcząt na ulicy.
- Do tych nąjpiękniejszych. Jak myślisz, Pietka?
- Proste.
Wowa wpadł z powrotem, odłożył gana i sięgnął po puszkę.
- Nie ma to jak browar - mruknął, otwierając z sykiem wieczko.
Nagły dzwonek do drzwi sprawił, że odłożył piwo.
- Jest! - krzyknął i skoczył do przedpokoju. Pietka gapił się
w telewizor. Akurat gdy jeden z borów skoczył do wody, usłyszał zdziwione pytanie
kumpla
- A wy kto, kurwa?
Zaraz potem zobaczył jego plecy i trzech chłopaków uzbrojonych w
kije. Zerwał się, była też z nimi dziewczyna
- Co jest, kurwa? - zapytał.
Uderzenie wyrwało mu z piersi krzyk bólu. Zwinął się i padł,
przewracając krzesło. Kolejny cios pozbawił go przytomności.
Obudził się z potwornym pulsowaniem w głowie
Z trudem uniósł powieki i zrazu nic nie widział ani mógł sobie
przypomnieć, co się stało. Po długich jak godziny sekundach przedzierania się przez
słabość stwierdził, że siedzi przywiązany kablem do krzesła. W pokoju było trzech
nieznajomych i niezwykle atrakcyjna dziewczyna.
- Wiesz, kim jesteśmy? - spytała.
- Nie.
- Jesteśmy aniołami stróżami tych, których skrzywdziłeś
Rozejrzał się, szukając kumpla.
- Co?
- Czy masz jakieś życzenie?
- Tak, kurwa, tak! Chciałbym się dowiedzieć, gdzie Wowa i co tu
się, kurwa, dzieje?!
- Dzieje się sprawiedliwość - powiedziała dziewczyna - Czy
masz jakieś życzenie?
- Pierdol się, dziwko! - szarpnął więzy i zwalił się z
krzesłem na podłogę.
Kucnęła przy nim. Poczuł, jak pod jej wzrokiem głos gaśnie mu w
gardle.
- OK, da się zrobić - usłyszał. Nieznajoma zsunęła spodnie i
położyła dłoń w kroku na skąpych czarnych majteczkach.
Pietka przełknął ślinę.
- Makak! - wrzasnął. - Wyłaź, ty skurwysynu!
Szybki kopniak jednego z facetów zmiażdżył mu nos.
- Bądź cicho - szepnęła panienka. Zmysłowe wargi złożyły
się jak do pocałunku.- Przygotuj się. Za chwilę umrzesz
Milczał i zamiast myśleć o sobie zastanawiał się, co z Wową?
- W średniowiecznej Japonii test na samuraja wymagał
przepołowienia ludzkiego ciała - powiedziała panienka
W dłoniach trzymała miecz.
Pietka leżał na podłodze i nie miał się gdzie cofnąć.
- Archanioł Gabriel zrzekł się twej duszy, zaproponowaliśmy
więc ją Lucyferowi, poprzez jego sługę Abramha . Zgadnij, jaką otrzymaliśmy
odpowiedź?
Nie poznał odpowiedzi.
Dziewczyna otarła ostrze i spojrzała na chłopaków.
- Widzimy się w Internecie? - zawołała wesoło.
- Tak - potwierdzili.
*************************************
Wstałem z fotela. Za oknem deszcz padał
nieustannie. Była noc. Miasto tuliło się do snu. Gasły światła w wieżowcach.
Czy było mi potrzebne drugie życie?
Święty Maksym Wyznawca mówił: "Po to Bóg stał się
człowiekiem, by człowiek stał się bogiem".
Los wnuków spoczywał w mych rękach. Mogłem zrobić z nimi, co
chciałem. Co tylko chciałem. Jak Bóg.
Czy byłem bogiem?
KONIEC