Klatka Pełna Aniołów
Autor : Andrzej Zimniak
wklepał : Argail
Naplułem mu w pępek . Jasne że wymagało to pewnej
zręczności , ale w tym też byłem dobry .
Czyn stanowił obrazę jeszcze uchodzącą płazem wobec prawa . W
jego nastepstwie poszkodowany uzyskiwał możliwość fizycznej odpowiedzi , w tej
sytuacji również bezkarnej . Dalsza eskalacja urastała do rangi pojedynku i nie
obejmował jej już żaden kodeks , może z wyjątkiem moralnego . Zawsze dbałem o
stronę formalną i dotychczas dobrze na tym wychodziłem .
Ostatnimi czasy odwiedzałem wiele barwnych , nijakich albo całkiem
strupieszałych miast w poszukiwaniu Murzyna . Jego złota legenda szła za nim i przed
nim , ale mnie się nie śpieszyło . Wiedziałem , że prędzej czy później spotkamy
się i że to spotkanie będzie zarówno wesołe jak i pożyteczne . Dla mnie napewno , a
może i dla niego .
Słyszałem o nim wiele . Gadali , że mógł nie złazić z baby
przez dwa dni , jednym pstryknięciem zabijał psa , a udeżeniem krawędzi dłoni , nie
biorąc zamachu , ucinał głowy pyskaczom . Nawet po podzieleniu tego przez dziesięć ,
warto by go mieć na zgreda .
No i dopadłem wreszcie człowieka w białym jak muszla nadmorskim
kurorciku . gdzie po prmenadach przechadzały się ulizane pary , a na plażach
wyczekiwały chętne hurysy . Połowa tego towarzystwa zbiegła się wieczorem do knajpy ,
w której odbywały się popisy .
Murzyn okazał się Białym o śniadej cerze i torsie błyszczącym od
oliwy . Występował pólnago , to znaczy nosił tylko nabijaną ćwiekami kamizelkę i
buty z cholewami . Przed nim ustawiono baterię butelek piwa , które kolejno
katapultował w rozbawiony tłumek za pomocą gargantuicznego członka . Jasne że
pochwycona w locie flaszka kosztowała więcej niż w barze . Gość do pomocy miał
nieźle zbudowaną nastolatkę . Biedak musiał się inspirować , pfuj !
- Publicznie obrażasz tę młodą damę - odezwałem się spokojnie ,
lecz wystarczająco głośno - nawet jak na ciebie jest to przefdstawienie w złym guście
.
Murzyn przestał sie uśmiechać , a właściwie grymas uśmiechu
zastygł na jego bokserskiej szczęce . Rozmydlone oczy zdradzały stymulację
narkotyczną . Zdążyłem pomyśleć , że chyba niewiele na nim skorzystam , zanim
złapał butelkę i cisnął ją we mnie . Tym razem normalnie , ręką .
Poczekałem aż pocisk nadleci i odchyliłem sie raptownie do tyłu ,
chwytając flaszkę u nasady , po czym bez pośpiechu powróciłem do wyprostowanej
postaci . Odbiłem kapsel , pociągnąłem spory łyk i odrzuciłem butelkę w bok .
Skakała po podłodze , zostawiając po sobie pienisty szlak .
- Mnie tam wystarczą gołe ręce - powiedziałem unosząc swoje drobne
dłonie . Występowałem pod postacią szczupłego słowiańskiego chłopaczka o
nieforemnym nosie , nijakiej twarzy i gęstwie słomkowych włosów .
Wtedy właśnie podszedłem i naplułem mu na pępek .
Murzyn miał jednak klasę . Nie obsypał mnie stekiem obelg ani nie
rzucił się na mnie ze ślepą furią . Dałem mu mały pokaz sprawności , który
stanowił zwyczajowe ostrzeżenie . Resztki Fair Play tak naprawdę nie
przeszkadzają , jeśli przekroczy sie pewien poziom wprawy .
Mój przeciwnik rozciągnął teraz twarz w uśmiechu , który
powinien przyprawiać o gęsią skórę . Zrobiło sie tak cicho , że słychac było
bulgnięcia piwa , wciąż wyciekającego z mojej butelki . Jedną ręką odsunął stolik
z flaszkami , drugą stołek z dziewczyną , która bała sie poruszyć . Krąbny członek
wciąż w niezłym wzwodzie plątał mu się pomiędzy frędzlami kamizelki .
- Przeproś , dziecko , przeproś bardzo grzecznie , to daruję ci
życie - odezwał sie wreszcie . Głos miał zszargany , najwidoczniej niewiele dbał o
siebie . Cóż , jego psie prawo . Ale dlaczego miał mnie za gnojka ?
- Pocałuj się w dupę , jeśli potrafisz zrobic mostek -
powiedziałem tak głośno , że nie miał wyboru . Niecierpliwiłem się trochę .
Wtedy poprawił kamizelkę , nię rękami , ale jakimś dziwnym ruchem
ramion i przegięciem pleców , jakby chciał wyczuć twardość wrzeciona zaszytego
sztyletu .
Ty żołędny dupku , pomyślałem , co teraz chcesz zrobić ? Albo
jesteś beznadziejny , albo usiłujesz być zbyt prawy . A może zwyczajnie nie doceniam
twojej przebiegłości ?
Szedł ciężko jak maszyna . Gdy znalazł się w zasięgu wymiany
ciosów , podniósł nogę , ale na tyle niepewnie , że chyba każdy widział w tym blef
. Uważałem na jego unoszące się ramiona i wtedy dostałem kopniaka , od którego
wyleciałem w powietrze i uderzyłem w stolik , rozbijając go na drobne kawałki .
Byłem zachwycony ! Murzyn okazał się mistrzem piętrowych zawodów
. Warto było długo iść jego ciepłym tropem , aby dziś nauczyć sie czegoś nowego .
Jeszcze w locie prześledziłem jego technikę , odtworzyłem każdy ruch i
przećwiczyłem go w myślach . Tak , to było naprawdę dobre !
Tymczasem zwalisty tors zawisł nade mną . Murzyn nie śpieszył się
, licząc na oszołomienie przeciwnika . Przeliczył się , bo nie wiedział nic o
zgredach , pracujących pełną parą . Miałem ich w sobie doborową dwudziestkę i
właśnie dzięki nim przez cały czas zachowywałem czystość umysłu i sprawność
mięśni . Dzięki nim prawie nie męczyłem się i byłem szybszy niż inni .
Pochylił się , chcąc wymierzyć swój słynny cios kantem dłoni
bez zamachu , ale ubiegłem go . Błyskawicznie wyprowadziłem równoległe uderzenie
pięścią i kolanem . Obydwa sięgneły celu , choś pięść jakoś pewniej ugrzęzła w
podbródku , niż kolano w kroczu . Odsunął się , a ja palnąłem go jeszcze w czoło ,
a właściwie w ściśle określone miejsce czoła . Powinno gościa zamroczyć , ale on
okazał się twardy . Wyprostował się , a potem przechylił w taki sposób , aby
bez trudu sięgnąć za swoje plecy . Druga ręka swobodnie zwisała w kierunku wysokiej
cholewy .
Naprawdę był mistrzem zwodów . Nie potrafiłem wskazać które z
jego zagrań stanowiło prawdziwy atak . Kopnąłem w nadgarstek dłoni , sięgającej
buta , szykując sie do odparcia ataku z drugiej ręki . Dobrze zrobiłem , bo zalśniło
ostrze wąskiego sztyletu . Ukryty był nie z tyłu , lecz w przedniej części kamizelki
, a wyciągało sie go przez jeden z ćwieków . Zdążyłem dać nura pod klingę i
uderzyłem dwa razy w zbroją rękę , niezbyt silnie , ale za to precyzyjnie . Potem
wykręciłem ją na plecy , aż chrupnęło , i zadałem cios w szyję . A potem mogłem
już założyć klasyczne duszenie. Tak , to naprawdę była ciekawa walka .
- Teraz uduszę cię i nikt nie powie mi złego słowa - cedziłem mu
wprost do ucha - Ale możesz się uratować , wciąż jeszcze możesz.
Rzucił się ze dwa razy , usiłował kopać i zakładać dźwignię
nogami . Nic z tego się nie udało , bo udać się już nie mogło . Rzęził , oczy
wchodziły mu na wierzch .
- To nic - kontynuowałem głośnym szeptem - że nie rozumiesz .
Wystarczy jak pomyślisz , że zgadzasz się być moim zgredem , a wszystko będzie dobrze
. Ja już wiem jak mam to zrobić . Wolny wybór wolnego członka wolnej społeczności .
Stało sie to co stać się musiało . To , co zdarzało się zawsze .
Ciało Murzyna wiotczało , kurczyło się , traciło witalność i wigor ,
uchodziła z niego treść materialna . Zmniejszyło się do rozmiarów lalki ,
kółka z fajkowego dymu , aż wreszcie stało się różową istotką bez wyraźnej
postaci która wskoczyłado mnie do środka . Zakręciło mi się w głowie , a po
sekundzie poczułem przypływ sił . Przychodził czas na kolejne przeistoczenie .
Zostawiłem oniemiały tłumek z butelkami w dłoniach i pobiegłem na
zaplecze . Wpadłem w białe drzwi do białego pomieszczenia . M glazurze odbijała się
moja - nie moja twarz , rozciągana konwulsjami , szarpana drgawkami . Całe ciało
piekło i bolało , coś przemieszczało się wewnątrz, przelewało , rozpuszczało i
narastało . Zażyczyłem sobie być wysokim , szczupłym brunetem . Dżinsy i podkoszulek
zamieniłem na cienki tweedowy garnitur o stalowym odcieniu . Do tego krawat z grubo
tkanego materiału , niebieski . Dobrze . Koszula szara z domieszką błękitu . W
porządku . Czułem siłę , dwidziestu jeden malców dobrze wykonywało swoją pracę .
Do toalety wpadło kilku zdyszanych mężczyzn . Pootwierali kabiny .
- Nie widział pan takiego blondyna w dżinsach ? - spytał jeden z
nich .
- Zajrzał , ale na mój widok wyszedł . Spieszyło mu się . -
poinformowałem ciepłym barytonem i bez pośpiechu opóściłem lokal .
Rozległo się pukanie do drzwi , ostrożne i
nieśmiałe , a więc podejrzane . Anonsowała się siła mierna , zawsze niepotrzebnie
komplikująca sprawy .
Włożyłem nóż za kołnież , chwyciłem gnata , stanąłem w
najdalszym kącie i pilotem otworzyłem drzwi .
Wszedł tęgawy mężczyzna o rozbieganym wzroku . Jego lewa ręka
nieco odstawała , musiał taskać pod pachą niezły kaliber . Prawą nogawkę miał
dłuższą , więc za pasem też był na coś miejsce .
Widocznie nie wyglądałem jak aniołek , bo wyciągnął ręce w
uspokajającym geście .
- Przychodzę w pokojowych zamiarach !
- Zjeżdżaj cwaniaku . Jeśli spędzisz tu więcej niż dziesięć
sekund , nie ręczę za twoją skórę .
Podszedłem i dopiero wtedy odłożyłem broń . Byłem już zbyt
blisko aby mógł mnie zaskoczyć .
- Jesteś Enkel , dobrze o tym wiemy - powiedział trochę niepewnie .
Wszystko robił jakoś niepewnie .
Teraz sprawa była jasna . Moim gościem okazał się kapuś rządowy
. Na dziewiędziesiąt dziewięć procent .
Rzuciłem się na niego , ale w ostatniej chwili wychamowałem , z
zakrzywionymi palcami tuż przy grubej szyi . Tamten odruchowo sięgnął pod pachę .
Byłem gotów , aby wytrącić mu dowolną maszynkę , zanim zdąży choćby musnąć
spust . lecz był to zbytek ostrożności . Facet miał pod pachą pusta kaburę .
Skinąłem na obciążony pas . Odchylił połę marynarki i pokazał
pęk kluczy . Nawet kajdanki zostawił kolesiom za drzwiami .
- No dobra - westchnąłem - strzeszczaj się .
- Mathias , agen rządowy - przedstawił się . Wygładził ubranie i
usiadł jak panienka zakładając noga na nogę .
- Czego chcesz ? - spojrzałem na zegarek . Miałem serdecznie dość
tych wszystkich lalusiów z rządu i innych ważnych organizacji . Nie wiadomo jakim
sposobem odnajdywali mnie i rozpoznawali .
- Przynoszę propozycję współpracy . Bardzo ...
- Wiem . Zadania specjalne , niebezpieczne , ale doskonale płatne . Do
tego miesięczny ryczałt równy pęsji ministerialnej . Oczywiście najlepsze panienki
gratis . Co dorzucisz tym razem ?
- Luksusową willę nad morzem w górach czy gdziekolwiek indziej . Sam
wybierzesz lokalizację , do nas nal;eży reszta .
- Emerytura i opieka lekarska ?
- To chyba zrozumiałe . - oczy mu rozbłysły , już wyobrażał sobie
czek z niebotyczną sumą za obłaskawienie bestii . Tfu !
- Zjeżdżaj ! - wstałem i otworzyłem drzwi - Ino chyżo !
- Ale ... Nie rozumiem ...
- Nie rozumiesz , co znaczy słowo zjeżdżaj ? Zaraz ci wytłumaczę ,
kochasiu ...
Przedzierałem się przez zarośla , byle dalej od
wrzaskliwego tłumu na plaży . Tutaj , pod tymi drzewami , jeszcze nie tak dawno
bawił się mały chłopiec , który marzył o czymś wielkim i pięknym . Potem okazało
się że świat ma respekt tylko przed łotrami i zabijakami .
Właściwie to było trochę inaczej . Wtedy ten mały chłopiec
marzył tylko o tym , aby dobrze się najeść i nabawić , może jeszcze trochę
napsocić . Chciał także być silny , tak silny , aby nie bać się nikogo . Strach
zapamiętał jako bolesny chłód w piersiach . Prawdę mówiąc , to wszystko pozostało
w nim do dziś , można byłoby jedynie użyć innych określeń .
Wchodziłem coraz głębiej w las . Tego dnia byłem piekielnie
trzeźwy i nie chciało i sie bab , i może dlatego opadły mnie sentymenty . Zawsze
uważałem , aby stale pozostawać wobec innych twardym facetem , ale tutaj , na odludziu
, poczułem się samotny czyli bezpieczny .
Gdzie są moi przyjaciele , towarzysze zabaw dziecinnych ? A jakże ,
pozostali ze mną , pracujemy razem . Gdy wyrośliśmy na młodzieńców , pozabijałem
ich wszystkich , jednak nie do końca , bo jaki bym wtedy miał z nich pożytek ? Od kiedy
poznałem Sekret , wiedziałem że można zrobic z nich zgredów , więc teraz są we mnie
w środku i spełniają wszystkie rozkazy . Muszą służyć , a za jedyną odpowieź
mają "Tak jest"
- Sułtan , jesteś tam ? - spytałem ich przywódę .
- Tak jest !
- Chcesz pogadać ?
- Tak jest !
- Pozwalam ci mówić .
- Tak jest !
Z mojego poziomu zgredy były półgłówkami , w gromadzie bardzo
użytecznymi , ale zawsze półgłówkami . Musiałem wypuścić Sułtana , mojego
najlepszego przyjaciela , inaczej z rozmowy nici . Wypuścić ? Nie , już lepiej sam do
nich zejdę . Tylko na chwilę.
Łatwo jest zostać zgredem . Pomyślałem że chcę nim zostać , i
już tam byłem , we wnętrzu samego siebie , wkomponowany w niebiesko - różową
scenerię , otoczony wiwatującą grupą cielistych stworów . Sam byłem przeźroczysty ,
wszak moje ciało pozostało gdzie indziej .
Sułtanowi narobiło się zmarszczek , ale to był naprawde on . Jego
łobuzerska gęba pałała niekłamaną radością gdy brał mnie w objęcia i ściskał
coraz mocniej .
- Daj spokój , stary , bo mnie udusisz - powiedziałem wzruszony ,
usiłując się wyswobodzić . Nie pamiętałem już przyjacielskich uchwytów .
Wtedy zwolnił chwyt , ale tylko po to by znienacka i precyzyjnie
uderzyć w szyję i raz w skroń . Jaki byłem głupi ! Gdy zeszłem do nich , przestali
mnie uważać za pana . Dałem się zaskoczyc jak gówniarz .
Zesztywniałem , choć nadal widziałem dość wyraźnie . Sułtan
założył duszenie i świat poszażał jak marny pergamin . Inne zgredy skakały dookoła
i skandowały : Sułtan , Sułtan .
- Jeśli nie możesz mówić , wystarczy że pomyślisz " Oddaję
ci władzę " - sączył mi do ucha . Wszak pozwoliłem mu mówić .
Nie wiedziałem czy można udusić duszę , wizytującą Incognito
własne ciało , ale czułem się naprawdę kiepsko , więc pomyślałem co
chciał . Wtedy póścił mnie i urósł , wyrósł gdzieś poza różowo - niebieskie
sklepienie i zniknął , a ja stwierdziłem , że moje ciało wraca do mnie , jakby
wnikało do środka . Zabarwiłem sie na cielisty kolor i stałem się zwykłym zgredem .
Mogłem mówić tylko "Tak jest" , musiałem pomagać ile sił naszemu Panu ,
ale myśleć mogłem co chciałem . I naprawdę sobie nie żałowałem .
Sułtan był głupi . Już pierwszego wieczora dał
się tak nafaszerowac ołowiem , że ledwo madążaliśmy z łataniem . Co prawda w końcu
udusił tewog pijaczynę , ale cóż nam po zgredzie , który tylko wymachuje rękami i
udaje ze sie przejmuje ?
Sułtan był po prostu kiepski . Nie nadawał się na przywódcę ,
nie miał dość ambicji , a może tylko nie stawiał sobie zadań odpowiedniego formatu ,
bo zwyczajnie był tchórzem. Wstydziłem się za niego , mojego byłego przyjaciela ,
który unikał spotkań z przeciwnikami , a potem przed nimi uciekał . Wściekałem się
, kiedy ludzie zaczęli mówić o zmierzchu Wielkiego Enkela . Po jakimś czasie już nic
nie mówili tylko spluwali , a Sułtan kluczył , zacierał ślady i wciąż zmieniał
postać , dusząc jekieś cherlawe pokraki , które bały się jeszcze bardziej niż on
sam . A ja nie miałem innego wyboru , niż odpowiadać "Tak Jest !" i we
wszystkim podporządkować się temu nędznemu robakowi .
Nie uszło mojej uwagi , że od pewnego czasu ucieczki Sułtana stały
się jeszcze bardziej zdesperowane i chaotyczne niż poprzednio . Zorientowałem sie , że
ktoś wytrwale następuje mu na pięty . Mój Pan nie na żarty lękał sie o swoją
skórę .
Kiedyś leżał ukryty pośród rupieci na opuszczonym strychu ,
dusząc się od kurzu , i obserwował droge przez szparę w ścianie . Jęknął :
- On jest dla mnie za szybki !
- Tak jest ! - odpowiedziałem uznając , że zwrócił sie do mnie .
- Zamknij sie ty cholero - warknął . Miał chybazamiar póścić
normalną wiązankę , ale przerwał i zastanowił się . Szkoda że tak późno . Jednak
teraz jego myśl szła w dobrym kierunku .
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi , Enkel . Masz jakiś pomysł ?
Cssssss !!
Drogą zbliżał sie słusznej postury mężczyzna w jasnym
odprasowanym garniturze . Nosił muchę w czerwone grochy , które przypominały krople
świeżej krwi . Był brodaty i opalony , nie pierwszej młodości . Przystanął i
spojrzał w górę , w naszą stronę .
- On wie ... - dyszał Sułtan zaciskając wielkie , spocone pięści .
Mężczyzna oddalał się niespiesznie .
- On wie , że tu jestem ! Powiedz , co robić !?
- Tak jest !
Sułtan ryknął wściekle , poczym uwolnił mnie . Wylazłem mu z
szyi różowym bąblem , zeskoczyłem na podłogę i rozrosłem się , przybierając
swoją pierwotną postać rudego , przetrąconego irlandczyka .
- Tylko - pogroził mi tłustym paluchem - bez kawałów . Jestem od
ciebie silniejszy o trzydziestu .
- Dziesięciu z nich możesz sobie wsadzić - prychnąłem - Te łąjzy
to twój własny nabór .
- Dobrze , już dobrze , mój przyjacielu - rozłożył łapska gestem
anielicy . - Razem go załatwimy , inaczej obaj przepadliśmy , Enkel .
- Nic z tego cwaniaku . Twoja pomoc jest na dzyndzel , jak zwykle tylko
spaprzesz robotę . Sam go załatwię . Pod warunkiem że oddasz mi zgredów .
Cofnął się , otarł spotniałą twarz .
- Nigdy . Nie próbuj się nawet przymierzać !
- W porządku . Odchodzę z tego interesu .
- Nie pozwoliłem ci - syknął .
- Tutaj możesz mi zrobić - wystawiłem dłoń - Chcesz mnie zatrzymac
to uderzaj pierwszy .
Obcy znów pojawił się na drodze , jego jasny garnitur był dobrze
widoczny w świetle latarni . Nie śpieszył się .
Sułtan dyszał ciężko . Przybrał , frajer , postac potężnego
chłopa , silnego jak niedźwiedź , ale powolnego . Zwały tłuszczu przeszkadzały mu
nawet w oddychaniu . Żałosny frajer . Ale mógł mnie jeszcze załatwić . Nie zrobił
tego , bo zabardzo się bał .
To ja odchodzę . Dasz słowo że zostawisz mnie w spokoju ? Mam
dość . Chcę ... się ustatkować , mieć zwykłą żonę i dupczyć ją po ciemku pod
kołdrą , jeść codziennie obiad , rugać dzieci . Rozumiesz ?
- Nic a nic . Masz moje słowo . Dawaj zgredy !
Gdzieś w sieni skrzypnęły drzwi . Sułtan zwijał sie jak w ukropie : różowe
lalki migiem wskoczyły we mnie, cała dwudziestka .
- Dawaj wszystkich !
- Ale ...
- On jest już na schodach .
Pozostała nędza przelazła nie bez trudu . Nawet na służbie nie
potrafili wytrzeźwieć . Jak już miałem ich w sobie , bez zbednej zwłoki rzuciłem sie
na Sułtana , swojego drogiego przyjaciela .
- Przecierz obiecałeś ! - jego nalaną twarz zniekształciło
przerażenie .
Zamierzyłem sie do ciosu w czoło , więc posłusznie postawił
podwójną gardę . Mogłem metodycznie i spokojnie kopać ko w żołądek i krocze , a
potem założyć duszenie . Odczekałem z pół minuty i spytałem przymilnie :
- Chcesz zostac moim zgredem ?
Pstryknęło i już był mój . Zawsze do czegoś może się przydać
.
Pozostałem rudy lecz przyjąłem lepszą posturę . Byłem teraz
gotów do akcji maszyną do zabijania , górą przyczajonych mięśni .
- Chcesz zginąć ? spokojnie spytałem obcego , kótry stał u
wejścia , lekko schylony pod niską powałą . Nie miałem broni , więc zbliżyłem sie
do niego , wyczulony na jego najmniejszy ruch .
- Wolę porozmawiać - uśmiechnął się - W pobliżu jest całkiem
sympatyczna knajpa .
Daję słowo , to był prawdziwy uśmiech , nie jakieś szczerzenie
zębów czy maska idioty . Facet musiał być genialnym mistrzem od zwodów , więc
pomyślałem , że spróbuję coś od niego wyciąśgnąć , zanim zakończę sprawę .
Poszliśmy na wódkę , lecz pozostałem czujnieszy niż zwykle .
Zajęliśmy wykusz w połowie schodów . Z szarej
czeluści w dole co chwila wynurzał sie kelner i mknął ku jasności górnych poziomów
, pozostawiając za sobą mieszanine potu i smażonego oleju .
Rozpierała mnie energia , gromada czujnych zgredów czekała na
sygnał . Gotowała się we mnie cała złośc na Sułtana , na wszystkich
przyjacół , na cały świat . Także na tego fircyka w letnim garniturze i muszce w
kropy .
Przypominasz mi lalusia rządowego , ale cuchniesz troche inaczej
- zagaiłem - Wydzielasz coś takiego od czego wieje po plecach .
Tamten trzymał kieliszek elegancko , w dwóch palcach .
Zatrzymał go w pół drogi . Wyobraziłem sobie , że uderzam w naczynie , ale nie za
mocno , w sam raz tak by nie naruszyć szkła , i obserwuję jak przeźroczysty pocisk
rozpryskuje się na ścianie w chmurze kropli .
- Stój ! - ostrzegł Gab . Gab , co za smieszny pseudonim .
Niesłuchane ten laluś ośmielał sie podnosić głos ...
- Powstrzymaj się , Enkel . Mam nad tobą podwójną przewagę .
- Niby ...ty? - prychnąłem z pogardą , wciąż wyważając udeżenie
. Musi być akurat nie za mocne i nie za silne .
- Po pierwsze to ja uwolniłem cię od Sułtana .
Zdziwienie okazało się większe niż złość .
- Co takiego ?
- Obserwowałem cię od dawna . Wasz zespół pracował znacznie gorzej
pod Sułtanem niż pod tobą , więc postraszyłem go trochę . To nie było trudne
.
Rzecz trzymała się kupy . Jeśli by chciał wykończyć Sułtana ,
mógł to zrobić wcześniej . Poczekał . Poczekał na mnie . Nie ma co gadać ,
zaimponował mi tym trochę .
- Hodowałeś sobie przeciwnika ? Więc go masz - powiedziałem
uroczyście i wreszcie walnąłem w to szkło . Dobrze wyliczyłem , bo poleciał cały i
rozbił się o ścianę .
- Szkoda gorzałki - spokojnie zauważył Gab - Na przyszłość
uważaj bo mam drugi argument .
Nie wiadomo skąd w jego dłoni pojawił się nóż srebrny .
Posrebrzane ostrze wyskoczyło z rękojeści z cichym trzaskiem . Wzdrygnąłem się .
- Stokroś bardziej wolę mieć doczynienia z gnatem
- Wiem . Jestes uczulony na srebro . Zdarza się .
- Chcesz bić się tutaj? - spytałem bez przekonania . Złość
wywietrzała , a bez złości trudniej macnąć przeciwnika .
- Nie chcę się bić . Mam propozycję .
Zaśmiałem się , a potem roześmiałem się głośno . Poznałem
wielu lalusiów i ich propozycje ; wszystkie miały na ceplu przysposobienie mnie do
jakiejś paskudnej roboty , która najmniej korzyści przyniosła by wykonawcy . Żadnej
nie przyjąłem, więc dlaczego miałbym się dogadać z tym przebierańcem ? Tylko
dlatego że zawiązał muchę ? Też coś !
Odłożył nóż , ale miał go w zasięgu ręki . Szybka akcja ,
rozpoczynająca się od wywrócenia stolika , miała szanse powodzenia . Wszystko
zależało od refleksu tamtego .
- Zobacz - powiedział i wyciągnął w moją stronę łańcuszek z
medalikiem . Wszystko było srebrbe , cholera . - Chcę ci to podarować . Możesz
to nosić na szyi .
- Zwariowałeś - wykrztusiłem z trudem . Czułem jak gardło mi
puchnie a skóra zaczyna swędzieć . Chciałem uciekać , ale było już za późno :
taka ilość srebra z niewielkiej odległości może skuteczniej obezwładnić niż
podwójny nelson .
- Jeśli nie możesz mówić - Gab nachylił sie i sączył mi jad
prosto du ucha - to tylko pomyśl " Od dziś biję się pod innym
sztandarem" . Niczego nie musisz zmieniać oprócz znaku , pozostajesz wolnym
człowiekiem z wolną wolą .
Kończyłem się . Gardło zapuchło mi w jedną kluchę , żołądek
wypełniła kloaczna zawartość , mózg szarpały robaki . W brzuchu zapiekło , miałe
wytrusk jak przy agonii . Co powiedział ten palant ? Że nie muszę niczego zmieniać ?
No to niech mu będzie !
Kleszcze powoli ustępowały , wygłodniałe płuca chwyciły pierwszy
haust , mrówki przestały dręczyc ciało . Po dłuższej chwili wyprostowałem się ,
Przepłukałem gardło . Na szyi miałem łańcuszek .
- Oddaj go - powiedział Gab
Dotknąłem piersi .
- Dlaczego ?
- Przysięgi złożone pod przymusem są nieważne , przynajmniej u nas
.
Znowu jakieś "u nas" . Tfu !
Zdjąłem medalik i ważyłem go w dłoni . Bezkarnie trzymałem
całą uncję srebra ! Do tego czułem sie zupełnie nieźle . To było nawet zabawne .
Więcej : dawało poczucie bezpieczeństwa . Z tej strony już nikt mnie nie zajdzie !
- Mówiłeś , że nic nie muszę zmieniać , mogę żyć jak dawniej
. Niczego nie żądasz ?
- Niczego . Możesz żyć jak chcesz .
Zamykałem i otwierałem dłoń .
- A więc zatrzyzmam go . Chcę mieć jeszcze nóż . Do kompletu .
- Jest twój - schował ostrze i popchnął broń w moją stronę .
Ująłem z obawą posrebrzaną broń ale nic się nie stało .
Wtedy , między jednym a drugim przejściem kelnera , kropnąłem go w
czoło i założyłem duszenie . Trochę wierzgał , ale już po minucie miałem z niego
swojego zgreda . Zmieniłem się w ciemnego chudzielca i wyszedłem .
Na ulicy uwolniłem go . Przecież nawet z nim nie walczyłem , więc
niech idzie w cholerę . Otrzepał garnitur i powiedział że wszystko jest w porządku .
Miałem ochote przyłożyć mu za to jeszcze raz , ale tylko spytałem :
- Dlaczego ja ?
- Bo byłeś najgorszy . I jednocześnie najlepszy .
Wzruszyłem ramionamii poszedłem sobie . Za zakrętem uwolniłem
Sułtana . Przecież mu obiecałem . Niech sie statkuje i wzorowo obcuje z prawowitą
żoną .Tchórz i skurwiel , ale przecież to nic nie zwykłego .
Nie myślcie tylko , fiuty , że cokolwiek zmienię w swoim życiu . W
końcu po coś trzymam tych paru zgredów . Kto jak kto , ale ja nie zamierzam się
ustatkować . Nadal musze walczyć z własnym lękiem , a mówić mogę rozmaicie , nawet
tak jak wszyscy lubią . A dopóki pozostanę sprawny , racja i tak jest po mojej stronie
.
Warszawa , maj 1994
Publikowane za zgodą Autora
===============================================
- Zbiór opowiadań o Enkelu "Klatka pełna aniołów" można kupić w:
http://www.merlin.com.pl/
- Strona autorska Andrzeja Zimniaka: http://zimniak.art.pl/
===============================================