EWA


Autor : MaDevil
HTML : Sara



    Zaczęło się bardzo niewinnie. Złapałem Grypę. Nie to, żebym jakoś specjalnie ją gonił. Można powiedzieć, że wpadliśmy na siebie przypadkiem. Grypa ucieszyła się na mój widok i szybko zaproponowała mi wspólne życie. Nie pomogły wymówki w stylu "słabo się znamy" czy "właściwie mam już kogoś". Grypa nie ustępowała. Była nachalna do granic wytrzymałości. W końcu - zgodziłem się dla świętego spokoju. Wtedy zaczął się kaszel.

    Kasłałem w dzień i w nocy. W domu, w pracy, w autobusie i w toalecie. Kaszel nie opuszczał mnie ani na chwilę. Nie mogłem liczyć nawet na odrobinę prywatności. W dodatku - po którymś z poważnych ataków, kiedy to myślałem ze się uduszę - zaczęło mnie boleć żebro. Od, po prostu - trzasnęło i zaczęło boleć. Ból stawał się coraz bardziej uciążliwy. Nie muszę chyba dodawać, że potęgował się za każdym razem gdy kasłałem. Gdybym wiedział, ze Grypa wlezie mi w życie z buciorami powikłań - byłbym dla niej o wiele bardziej stanowczy.

    Nie mogłem spać, nie mogłem jeść. Nie mogłem nawet się położyć. Kaszel i ból żebra skutecznie mi to uniemożliwiały. Zacząłem chudnąć i marnieć w oczach. Zaczęły wypadać mi włosy, skóra stała się blada i trupio sucha, oczy zapadły się w głąb czaszki. Mogłem policzyć bez trudu wszystkie swoje ważniejsze kości. Dzieci na ulicy uciekały przede mną z płaczem. Rodzina przestała się ze mną kontaktować - może w obawie przed zarażeniem, może ze względu na odrazę jaka do mnie czuli. Żebro bolało jak cholera. A to był dopiero początek początku moich kłopotów

    ***

    Pewnego szarego poranka, po prawie całej nieprzespanej nocy, obudziłem się z wrażeniem jakiegoś braku. Początkowo nie miałem pojęcia o co może chodzić. Rozpocząłem szybka inwentaryzacje. Głowa - boli - jest. Gardło - boli - jest. Oczy - bolą - są. Plecy - bolą - są. Żebro - nie boli? Nie boli mnie żebro? Spojrzałem w dół, na swoją zapadłą klatkę piersiową. Dziura. Dziura po żebrze. Żebra - nie ma. Zerwałem się na równe nogi.

    Żebro leżało koło mnie na tapczanie. Uwierzcie mi, zobaczyć własne żebro, leżące poza własnym ciałem - to nic przyjemnego. Można wręcz powiedzieć, że to szok. A co dopiero, kiedy żebro odzywa się do ciebie kobiecym głosem:
    - Witaj Zbyszku. Jak ci się spało?
    Przetarłem oczy i rozejrzalem się po pokoju. Byłem sam. Obiegłem szybko całe moje trzypokojowe mieszkanie. Nie stwierdziłem obecności żadnej kobiety, do której należeć mógłby głos, który przed chwila słyszałem. Musiałem stawić czoła faktom. Moje żebro wylazło mi bokiem i teraz odzywa się do mnie ponętnym, czułym głosem. Ostrożnie wróciłem do sypialni.
    - No i czego się boisz głuptasie? Przeraża cię kawałek własnej kości?
    - ...
    - Ale biblię znasz, prawda?
    - ...
    - I wiesz, skąd wzięła się kobieta?
    - Wiem... - bąknąłem zdezorientowany.
    - No, bardzo ładnie. Nie wstydź się. Usiądź tu koło mnie, szczęściarzu.
    Bezwolnie poczłapałem w stronę tapczanu i usiadłem na nim wpatrując się w żebro podejrzliwie.
    - Masz farta, wiesz? Bóg doszedł do wniosku, ze należy ci się towarzyszka życia. Nie każdy dostaje taka kobietę jak ja...
    - Ale... ty przecież jesteś żebrem!
    - I co z tego? Dla Boga to bułka z masłem. Zamknij oczy.

    Posłusznie zamknąłem oczy. Przez chwile nic się nie działo. Potem usłyszałem trzask i poczułem zapach kwiatów niesiony jakby lekkim wietrzykiem.
    - Otwórz oczy - szepnął głos.
    Przede mną na moim własnym, wysłużonym tapczanie siedziała w kucki naga kobieta. Piękna naga kobieta. Miała różowa skórę, pełne piersi, kształtne biodra, wydatne usta, zielone oczy i długie, faliste włosy koloru rdzy. Uśmiechała się. Przełknąłem ślinę.
    - Dostała ci się własna Ewa... - powiedziała uśmiechając się kusząco. Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała swymi miękkimi cudownymi ustami. I to był dopiero właściwy początek moich kłopotów.

    ***

    Od tamtego przeklętego dnia minęło już parę lat. Po miesiącu euforii i wspaniałego pożycia Ewa stwierdziła, że czuje się ograniczana. Że nie chce być kurą domową. Że chce być niezależna. Pracować i jednocześnie wychowywać dzieci. Że ma pomysły na miarę XXI wieku. Że chce założyć własny dot.com. Miała wielkie plany, a ja stałem jej na drodze. Pierwsze niepowodzenia nie zraziły jej. Powiedziała tylko, ze potrzebuje większej swobody. Wydelegowała mnie wiec na kanapę w salonie, a z naszej... mojej sypialni zrobiła swój gabinet. Za moje pieniądze kupiła komputer, który regularnie psuła. Zażądała ode mnie, abym zapewnił jej garderobę godną business - woman. Jej potrzeby stale rosły. Nie mogła jednak wciąż znaleść pracy. Radziłem jej, żeby przyjęła posadę asystentki dyrektora. Tak na początek. Mówiłem że potem zacznie się wspinać po szczeblach kariery. Ale ona nie chciała o tym słuchać. Chciała od razu być co naj mniej wice - prezesem, a jakiekolwiek inne propozycje kwitowała przemówieniem na temat "szklanego sufitu" i nierównych możliwości.

    Zasugerowałem, ze skoro cześć jej planów dotycząca kariery nie wypaliła, to może chociaż zajmiemy się częścią dotyczącą płodzenia i wychowywania dzieci. Myślałem, że może jej macierzyństwo będzie mnie kosztować mniej niż jej kariera. "Kosztować" nie tylko w sensie materialnym. Ale nic z tego. Ewa stwierdziła, że nie zamierza mieć dzieci z kimś, kto nie ma charakteru i zadowala się w życiu byle czym. Że potrzebuje partnera który podzielałby jej ambicje.

    ***

    Pewnego dnia podjąłem decyzje.
    - Ewa, dość tego. Proszę cię, żebyś zniknęła z mojego życia. Traktujesz mnie jak służącego. Nie kochasz mnie, wiem ze cię nie obchodzę. Żerujesz na mojej krwawicy. Pracuję na dwóch etatach i nie mam z tego nic dla siebie. To się musi skończyć.
    - ...
    - Ewa?
    Jej piękne zielone oczy napełniły się łzami.
    - Jak możesz? Jak możesz tak mówić? Jak możesz mnie odrzucać? Przecież ja to wszystko dla nas... Dla naszych dzieci...
    - Nie mamy dzieci. Sama mówiłaś...
    - Nieważne, co mówiłam! Kiedyś może będziemy mieli... Przecież ja cię kocham, zostałam dla ciebie stworzona... Czy to nic nie znaczy?
    Wybuchnęła płaczem. Byłem zdeterminowany. Postanowiłem jej się pozbyć. Postanowiłem być twardy.
    - Ewa - dosyć tego. Nie rób scen. Masz godzinę na spakowanie rzeczy. To co zmieścisz w jednej walizce jest twoje. Za wszystko i tak ja płaciłem. Dostaniesz pieniądze na jakiś start. Potem sprzedam komputer...
    Odwróciłem się i już miałem wyjść z jej pokoju...
    - Zbigniew! - usłyszałem jej krzyk za moimi plecami. Odwróciłem się, żeby napawać się widokiem jej wściekłej twarzy. Ale ona wcale nie była wściekła. Uśmiechała się ironicznie.
    - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, kotku. Zabezpieczyłam się na taka okoliczność. Mój prawnik ma u siebie list. Przykazałam mu go otworzyć, kiedy tylko go o to poproszę, lub jeśli by mi się coś stało.
    - O czym ty... - byłem zupełnie zbity z tropu.
    - W liście tym oskarżam cię o wykorzystywanie seksualne, znęcanie się psychiczne, bicie i głodzenie twojej siostry.
    - Ale, ale ja przecież nie mam siostry - nic z tego nie rozumiałem.
    - A ja? A ja to co? - uśmiechnęła się tryumfalnie, mrużąc oczy.
    - Przecież ty nie jesteś moją siostrą!
    - Jak to: nie? Też coś!... Badania genetyczne dowiodą tego. No wiesz, krew z krwi, kość z kości A papiery zawsze da się załatwić.
    ***
    To było dwa miesiące temu. Dziś właśnie zaczynam prace na trzecim etacie. Ewa potrzebuje pieniędzy na nowe wizytówki. Stare się zdezaktualizowały. Były na nich tylko dwa numery jej komórek.

    KONIEC

    madevil@poland.com
    Londyn 23.07.2001

poland.com
    Londyn 23.07.2001